środa, 25 czerwca 2014

INFORMACJA

Hej kochani !

Tak wiem, nie było mnie tutaj baaaardzo długo. Ciekawe czy ktoś jeszcze tutaj zagląda ;o Nie wiem jak się wytłumaczyć. Po prostu małe zamieszanie, dużo się działo i nie miałam czasu, ani chęci na pisanie. Blog już dawno nie jest prowadzony, ale powiedzmy, że go ZAWIESZAM. Na razie nie mam pomysłu co dalej pisać. Może do niego wrócę,a może nie. Dziękuję za każdy miły komentarz napisany tutaj przez Was, za każde obserwowanie i za to, że byłyście zawsze ♥
A teraz ... ZAPRASZAM WAS na mój nowy blog, w roli głównej z Harrym :)

http://dark-harrystyles-fanfiction.blogspot.com/

Niedługo pojawi się pierwszy rozdział ! Zapraszam do odwiedzania, czytania i komentowania. Jeżeli ktoś tutaj jeszcze wchodzi to proszę o komentarz ;c 
Kochane <3  

czwartek, 17 stycznia 2013

Osiem



Jestem tylko nic nie znaczącym człowiekiem w tym wielkim świecie. Kolejnym, który się narodził. Kolejnym, który umrze bez rozpamiętywania. Kolejnym z problemami, bez siły, bez niczego..”

~ONA~

Znajdowałam się w Nowym Jorku. Tak, w Nowym Jorku. Co tutaj robiłam? Sama dokładnie nie wiedziałam. Wiedziałam tylko tyle, że trafiłam to szpitala i Lucy zadzwoniła do moich rodziców. Reszty nie muszę już mówić. Oczywiście lekarze powiedzieli, że brałam narkotyki i wtedy tata rzucił to jedno słowo. Wracasz. Na początku nie dotarło do mnie nic. Leżałam na tym łóżku bez żadnych emocji. Czułam tak straszną pustkę w sercu. Nie wiedziałam czy to dlatego, że przeżywam swoje życie w kółko, czy dlatego, że straciłam przyjaciół i zostawiłam ich tak daleko. Pożegnałam się z nimi wszystkimi, oprócz tej jednej osoby. Ta osoba nie przyszła, nie odwiedziła mnie, nie zadzwoniła. Nie zrobiła nic, więc dla tej osoby był to zapewne Zwykły pocałunek. Nic nie znaczący pocałunek. Musiałam się z tym pogodzić. Po raz kolejny dla kogoś nic nie znaczę. Może po prostu taki mój los? Nie miałam pojęcia. Ale właśnie leżąc wtedy na tym łóżku bez żadnych oznak życia, leżąc i patrząc w białą przestrzeń przysięgłam sobie, że już nigdy więcej nie pozwolę się sobą bawić. Nigdy w życiu nie pozwolę na to, by ktoś bawił się moimi uczuciami. Nie pozwolę swojemu sercu się zakochać i nie pozwolę by ktoś inny mnie pokochał. Dlaczego? Dlatego, że przeżywam to właśnie w taki sposób. Wszystko wydawało mi się bez sensu. Nawet teraz, kiedy po wyjściu ze szpitala, w którym spędziłam bite dwa tygodnie zamknęłam się w swoim pokoju, porozmawiałam z Lucy i z chłopakami. Ktoś mnie zranił i nie zapomnę o tym nigdy. Nigdy.
-Bella, kochanie. - usłyszałam ciche pukanie do drzwi i głos mamy. Nie, mamo już nigdy nie wezmę. Obiecuję. Zmienię swoje życie na lepsze. Obiecuję. Ale to głupie obietnice, które i tak złamię.
-Mamo, naprawdę nie mam ochoty na rozmowę. - wymamrotałam pod nosem. Mama uchyliła lekko drzwi mojego pokoju.
-Nawet z Rickiem? - uśmiechnęła się lekko, a ja zeskoczyłam z łóżka jak oparzona. Rick? Co on tu do cholery robi? Dlaczego chce ze mną rozmawiać?
-Skąd wie, że wróciłam? - wycedziłam przez zęby. Mama speszyła się odrobinę, jednak ja wiedziałam, że to ona dała mu znać.
-Powiedziałam mu. - wyszeptała. Podeszła do mnie i chyba chciała mnie przytulić, jednak ja szybko od niej odskoczyłam.
-Powiedziałaś mu?! - podniosłam głos, ale kiedy zobaczyłam jej minę od razu się uspokoiłam.
-Dobrze, wpuść go. - odparłam obojętnie. Nie miałam pojęcia dlaczego się zgodziłam, ale kiedy usłyszałam kroki na moich schodach nie było odwrotu. Rick stanął w moich drzwiach z wielkim uśmiechem na twarzy,a mam momentalnie się ulotniła. Powrócił ból w klatce piersiowej, powrócił ból w sercu, powróciły wspomnienia. Jego brązowe, długie włosy były rozwichrzone przez wiatr. Ubrany był, jak zwykle na czarno. Czarne rurki, czarny, zwykły T-shirt i czarne trampki. Pod jego oczami widniały fioletowe cienie i worki. To jeden ze skutków brania narkotyków.
-Witaj kochanie. - podszedł do mnie i próbował przytulić. Odsunęłam się. - Coś nie tak? - zapytał z lekkim zdziwieniem na twarzy.
-Twój list. Nie pamiętasz? Bo ja pamiętam doskonale. - rzuciłam chamsko w jego stronę i skierowałam w stronę otwartego na oścież okna, aby odetchnąć świeżym powietrzem, a przy okazji się uspokoić.
-Tak wiem, zachowałem się jak skończony idiota pisząc, że nigdy cię nie kochałem. - dotknął mojego ramienia, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam prosto w szare, zmęczone tęczówki. - Nie pisałem prawdy ... właściwie nie wiem dlaczego to napisałem. Przepraszam. - zbliżył swoją twarz do mojej. - Obiecuję, że już nigdy się to nie zdarzy. - wyszeptał i złapał mnie w talii przyciągając do siebie.
-Puść. Mnie. - wycedziłam przez zęby. Chłopak od razu posłuchał i zabrał ręce. - Tak, masz rację. To już się więcej nie zdarzy. - zbliżyłam się do niego. - A wiesz dlaczego? - zapytałam na co Rick pokręcił przecząco głową. - Bo już nigdy się nie zobaczymy. Znikaj z moje życia Rick. Nie chcę cię znać. - każde słowo zaakcentowałam zupełnie jak On wtedy, kiedy mówił, że to Zwykły pocałunek. Nic nie znaczący pocałunek. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej i szybkim krokiem podeszłam do drzwi otwierając je i ręką nakazując mu wyjść.
-Bella, nie wygłupiaj się. - prychnął pod nosem co jeszcze bardziej mnie zirytowało.
-Wynoś się stąd do cholery ! - krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam. Rick uśmiechnął się lekko pod nosem i wyszedł. Jakby ta cała sytuacja go bawiła. Zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Nie pozwolę się sobą bawić. Nie pozwolę swojemu sercu się zakochać i nie pozwolę by ktoś inny mnie pokochał. Pomyślałam i wsadziłam do uszu słuchawki, aby za chwilę rozbrzmiał w nich jakiś dobry rock.. Nie płakałam. Starałam się być silna, a głośne piosenki, które właśnie leciały w słuchawkach tylko mi to ułatwiały. Wrócę do Londynu. Na pewno tam wrócę. Muszę tam wrócić.

~ON~

Wszystko stało się tak nagle. Wszystko tak nagle straciłem. Kiedy Lucy powiedziała mi, że Bella wróciła do Nowego Jorku nie wiedziałem co zrobić. Czułem, że straciłem ją na zawsze. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, jak to jest stracić kogoś kogo się kochało z własnej winy. Właśnie teraz to przeżywałem i czułem taką cholerną pustkę w sercu.
-Za tydzień są urodziny Louisa. - blondynka przemówiła do mnie łagodnym głosem. Chyba tylko ona nie miała mi za złe, że to przeze mnie Bella trafiła do szpitala. - Wybierasz się? -
-Nie wiem. - odparłem i obojętnie wzruszyłem ramionami. Lucy upiła łyk karmelowej kawy, którą sama wcześniej przygotowała.
-Będę się zbierać Zayn. - wstała z kanapy i zabrała się za ubieranie kurtki. - Pamiętaj, jeżeli będziesz potrzebował się wygadać, czy czegokolwiek dzwoń. - uśmiechnęła się łagodnie, a ja tylko skinąłem głową i wyszła. Znów zostałem sam. Miałem cholernie dość tej samotności. Tylko ja i cztery ściany. Nagle usłyszałem dźwięk swojej komórki. Wyciągnąłem ją z kieszeni i popatrzałem na wyświetlacz. Perrie. Odebrać, czy nie? Zastanawiałem się tak przez dłuższą chwilę, w końcu jednak odebrałem.
-Cześć Zayn. - powiedziała radosnym głosem. Dlaczego była taka szczęśliwa?
-Cześć. - wymamrotałem. Szczerze? Wcale nie chciałem z nią rozmawiać. Chciałem o niej zapomnieć, a ona co jakiś czas powracała.
-Wybierzemy się gdzieś razem? - zapytała. - No wiesz .. Tylko ty i ja. - dodała rozmarzonym głosem. Powiedziałem Belli, że to właśnie ją kocham. Perrie. Jak mogłem być tak głupi?
-Niestety nie mam dzisiaj czasu.- odparłem bez żadnych emocji.
-Nie mówię, że dzisiaj. - zaśmiała się. - Możemy wybrać się w tygodniu, co ty na to? Dziewczyna nie dawała za wygraną. Każdemu należy się druga szansa, ale niby po co miałbym ją jej dać? Już nic nie czułem. Pozostały wspomnienia. Nic nie znaczące wspomnienia.
-Naprawdę nie jestem w humorze i nie mam czasu. - odparłem coraz bardziej tracąc cierpliwość. - Pracujemy nad nową płytą. - skłamałem. Nie rozmawiałem z chłopakami już bardzo długo. Pomału zespół się rozpadał. Wszystko się rozpadało.
-Dobrze, więc widzimy się na urodzinach Louisa. - odparła ironicznie. Jak Louis mógł ją zaprosić? Doskonale wiedział co było między nami. Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć.
-Nie wiem czy przyjdę na jego urodziny. - odparłem zdenerwowany. Właściwie nie wiem dlaczego w ogóle odebrałem ten głupi telefon.- Muszę kończyć. Pa. - dodałem i wyłączyłem się nie chcąc dłużej z nią rozmawiać. Wyciągnąłem jednego papierosa z paczki leżącej na stole i odpalając go wciągnąłem do płuc dym, który podziałał na mnie kojąco.

~ONA~

Na dworze panowały egipskie ciemności, kiedy postanowiłam przejść się gdzieś po Nowym Jorku. Życie tętniło tu nawet nocą. Nad miastem unosiła się wielka łuna, która odbijała się od tych wszystkich świateł. Szłam zaśnieżoną ulicą, w tą spokojną, jednak bardzo zimną noc. Szłam tylko dlatego, żeby nie stać, nie leżeć, żeby nie myśleć. Miałam już dosyć siedzenia w pustym pokoju tylko z moimi myślami, które rozwalały mi głowę od środka. Właśnie teraz myślałam o urodzinach Louisa. Obiecałam mu, że się na nich pojawię, ale teraz wiedziałam, że nic z tego. Z drugiej strony zobaczyłabym się z Nim co wcale mnie nie uszczęśliwiało. Tak bardzo tęskniłam za Lucy, za Niallem, za jego uroczym uśmiechem i czerwonymi policzkami. Osamotniona łza spłynęła po moim zimnym policzku. Taka sama byłam w środku. Zimna. Jakby to co miałam już dawno gdzieś wyparowało.
Po swoim nocnym spacerze po cichu udałam się do swojego pokoju na piętrze. Zrzuciłam ubrania i weszłam do wanny pełnej gorącej wody. Całe pomieszczenie pachniało bzami, trawą cytrynową i kwiatami akacji. Uwielbiałam te zapachy. Nalałam trochę wódki do szklanki i włączyłam cichą, spokojną muzykę. Wszystko gdzieś pomału odchodziło, jednak nadal bolało, tak strasznie bolało.
Obudziłam się, kiedy za oknami było jeszcze ciemno. Nie mogłam spać. Od przyjazdu tutaj po prostu nie mogłam spać. Ciągle myślałam i nachodziły mnie jakieś dziwne koszmary.
Zeszłam na dół i zrobiłam sobie cappuccino. Zasiadłam przed wielkim telewizorem i postanowiłam oglądać jakiś denny serial. Patrzyłam tępo w ekran i nim się opamiętałam rodzice już wstali i byli gotowi do wyjścia, do pracy. Nawet się ze mną nie pożegnali, traktowali mnie jakbym była powietrzem. Nic nie znaczącym człowiekiem w tym wielkim świecie. A może właśnie nim byłam? Tak, czy siak nadszedł kolejny dzień, bez moich przyjaciół. Z westchnieniem wstałam i skierowałam się do mojego pokoju, kiedy doszedł mnie dźwięk pukania do drzwi. Szybko do nich podeszłam i otworzyłam. Po tym kogo tam zobaczyłam na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Albowiem w drzwiach, w moim domu, w Nowym Jorku stała Lucy i niejaki Niall.
-Co wy tutaj robicie? - uśmiechnęłam się serdecznie i przytuliłam Lucy, a później wtuliłam się w blondynka.
-No jak to co? - zaśmiał się chłopak. - Przyjechaliśmy odwiedzić naszą Bellę. - uściskał mnie jeszcze raz, a później udaliśmy się do salonu. Kiedy zasiedliśmy wygodnie w fotelach nastała cisza. Żadne z nas nie podjęło się tematu. Niall przerzucał w dłoniach swój telefon, a wzrok Lucy utkwiony był gdzieś daleko.
-Jesteście głodni? - w końcu postanowiłam się odezwać. Dziewczyna podniosła wzrok i pokręciła przecząco głową.
-Mam pomysł. - odezwał się blondyn. - Skoczę do miasta po jakieś małe co nieco. - spojrzał na mnie porozumiewawczym wzrokiem i zniknął za drzwiami.
-Zrobił to specjalnie. - skwitowała Lucy po wyjściu blondyna. Tak, ja też tak myślałam.-Bella tak bardzo tęsknimy. - odezwała się po chwili i usiadła koło mnie. Wtuliłam się w nią czując jej bliskość. Tak dawno nikogo nie przytulałam. - Nie bierzesz już prawda? - spytała odrobinkę zaniepokojonym głosem.
-Nie. Już wszystko w porządku nie wezmę więcej. - powiedziałam,a Lucy świdrowała mnie wzrokiem, aż w końcu uspokojona, że mówię prawdę dała za wygraną.
Kiedy wrócił Niall całą trójką skonsumowaliśmy to co przyniósł i trochę się wygłupialiśmy. Bywało i tak, że wybuchałam niekontrolowanym śmiechem, a przyjaciele patrzeli na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. Przy nich czułam się całkiem inaczej. Wszystkie obawy, smutki i dziwne myśli uciekały gdzieś daleko. Czułam, że nie muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Przy nich po prostu wszystko było w porządku. Wieczorem wrócili moi rodzice i nadeszła trudna dla nas wszystkich rozmowa. Lucy i Niall nie przyjechali tutaj sobie od tak. Chcieli mnie zabrać z powrotem do Londynu. Na urodziny Louisa, na które moją sukienkę przechowywała przyjaciółka. I kiedy z ust Nialla padło to jedno pytanie Czy Bella może wrócić z nami do Londynu? Moim rodzicom zrzedła mina. Ojciec parsknął śmiechem i oczywiście na początku absolutnie się nie zgadzał. Natomiast mama przytakiwała komu popadnie, jakby jej tu wcale nie było. Po kilkugodzinnych namowach Lucy i blondynka rodzice zgodzili się, a ja pierwszy raz od wielu lat ucałowałam ich i mocno przytuliłam. Obiecałam, że już nic nie będzie w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. I nic, ani nikt nie będzie powodem, dla którego będę musiała sięgnąć po narkotyki.
________________________________________________________
Na początku chciałabym Was przeprosić,  ponieważ rozdział powinien pojawić się już trzy dni temu. Z braku czasu dodaję go dzisiaj i myślę, że nie wypadł najgorzej. Chociaż i tak pewnie zanudzam Was tu na śmierć, ale nie chcę tak szybko skończyć tego opowiadania, więc cała akcja toczy się wolno. Mam dużo pomysłów co do następnych zdarzeń, ale do napisania tego wszystkiego potrzeba czasu. No, ale mam nadzieję, że jeszcze nie zanudziliście się na śmierć i w niewielkim stopniu chcecie czytać moje wypociny :) 
Dziękuję za każdy pozytywny komentarz ♥ Kocham Was wszystkich i dziękuję za to, że jesteście. Bez Was ten blog by nie istniał. Dziękuję ♥


KOCHAM ♥


niedziela, 13 stycznia 2013

Siedem


Los stawia nam w życiu różnych ludzi. Jednych z nich tylko na chwilę, a innych na zawsze. Jedno jest pewne. Każda z tych osób czegoś nas uczy. „

~ONA~

Nazajutrz, wcześnie rano zostałam obudzona przez promienie słońca, które wkradały się do salonu przez okna. Niechętnie uniosłam głowę i przetarłam oczy. Rozglądnęłam się po pokoju i dopiero po chwili dotarły do mnie wizje z poprzedniego wieczoru. Wiedziałam tylko tyle, że nie zrobiliśmy tego, jednak co było po pocałunkach nie miałam pojęcia. Jak to możliwe, że nie pamiętałam?
Wstałam z kanapy i udałam się do pokoju, w którym spała Lucy, jednak dziewczyny w nim nie było. Lepiej, łóżko było zaścielone, a wszystkie rzeczy przyjaciółki zniknęły. Czyżby zobaczyła wczoraj mnie i Zayna? A może nic nie widziała i po prostu nie chciała mnie rano budzić? Tak, czy siak musiałam wyjaśnić tą sprawę. Postanowiłam zadzwonić najpierw do przyjaciółki. Znalazłam swój telefon i wystukałam numer Lucy.
-Tak, słucham? - po trzecim sygnale usłyszałam jej piskliwy głosik.
-Lucy, gdzie ty się podziewasz? - zapytałam z wyrzutem.
-Przepraszam Bella, musiałam szybko wracać do domu. - odpowiedziała lekko zdenerwowana.
-Ale dlaczego? Coś się stało? - teraz to ja się zdenerwowałam.
-Siostra znowu choruje, a mama musiała iść do pracy. -odparła z westchnieniem, a mi zrobiło się jej szkoda. - Przepraszam, muszę już kończyć, ale obiecuje, że później się odezwę. Pa. - i się rozłączyła.
-No dobrze. Pa. - odparłam sama do siebie.
Rozmowa nie należała do najdłuższych, ale miałam pewność, że Lucy nic nie widziała. Inaczej już dawno zadałaby mi milion pytań i dostałabym ochrzan. Na szczęście Zayn zniknął przed nią. Więc co z nim? Dlaczego tak szybko poszedł? Dlaczego ja nic nie pamiętam? Postanowiłam to sprawdzić.

~ON~

Wspomnienia z minionej nocy powracały jak bumerang. Wczoraj nie myślałem wówczas co robiłem. Liczyła się tylko ona, ale dzisiaj konsekwencje powróciły. Wiedziałem, że muszę z nią porozmawiać, wytłumaczyć, że nie byłem do końca trzeźwy. To tylko pocałunek. Nic nie znaczący pocałunek. Wmawiałem sobie, jednak serce czuło co innego. Może Bella wcale tego nie pamięta? Przecież zasnęła, a ja szybko ulotniłem się z jej domu.
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc szybko ruszyłem w ich stronę. Miałem nadzieję, że to któryś z chłopaków, przyszedł spytać co u mnie wyciągając mnie wówczas ze świata zamyśleń. Jednak stojąca przede mną osoba nie była chłopakiem. Była to prześliczna brunetka o zielonych, cudownych oczach, w których łatwo można było się zatopić. Jednak jej oczy, które widziałem wczoraj wyglądały jakoś inaczej dzisiaj. No tak, nie były już tak wesołe i pełne radości. Dziewczyna spoglądała na mnie niepewnie, czekając na moją reakcję. Ja jednak zastygłem w bezruchu. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak się zachować. To co wydarzyło się wczoraj utkwione było w mojej pamięci i sądziłem, że tak łatwo z niej nie odejdzie. Jednak musiałem coś zrobić..
-Hej Bella. - powiedziałem poważnym głosem. Dziewczyna podniosła nieobecne oczy ku górze.
-Cześć Zayn. - rzuciła, dość chłodno.
-Wejdziesz? - uchyliłem drzwi, a dziewczyna przeszła koło mnie obojętnie.
Udaliśmy się do salonu. Nie proponowałem niczego do picia, czy do jedzenia. Wiedziałem czego Bella oczekuje i wiedziałem, że czeka aż jej wszystko wytłumaczę. Musieliśmy przeprowadzić tą rozmowę, czy tego chcieliśmy czy nie. Najlepiej żeby przeprowadzić ją jak najszybciej.
-Wiesz dobrze dlaczego tutaj przyszłam. - oświadczyła wpatrzona w podłogę. Wiedziałem, że się denerwuje i, że ta rozmowa wcale nie jest dla niej łatwa. Tak samo jak dla mnie.
-Wiem. - wyszeptałem dostatecznie głośno. Nie wiem dlaczego, nagle odebrało mi mowę. Może to strach przed tym co miałem za chwilę jej powiedzieć?
-To co stało się wczoraj ...
-Wcale nie powinno się stać. - przerwałem jej i dokończyłem za nią. Dziewczyna od razu podniosła wzrok. Jej mina.. Przerażona, zdziwiona.
-O czym ty mówisz? - podniosła głos i już nie zdawała się być niepewną, trochę nieśmiałą Bellą.
-O tym, że nie byłem trzeźwy. - odparłem szorstko. - Bella.. to była tylko chwila słabości. Chwila zawahania. Zwykły pocałunek. Nic nie znaczący pocałunek. - powiedziałem powoli, tak żeby zrozumiała każde, dosłownie każde słowo. I doskonale wiedziałem, że sprawia jej to ogromny ból, który sam czułem.
-Ale przecież..
-Nie ma żadnego ale. Dobrze wiesz, że kocham Perrie. - odparłem obojętnie. Myślałem, że teraz z jej ust powinie się wiązanka przekleństw, lub po prostu uderzy mnie w twarz jak to zwykle bywa. Jednak ona wstała i wyszła. Dosłownie. Trzasnęła drzwiami i wyszła zostawiając mnie samego. Samego i żałującego tego co zrobiłem. Dopiero po chwili dotarło to do mnie, ale było już za późno. Otworzyłem szeroko okno i zaciągnąłem się zimnym, jednak świeżym powietrzem. Wyciągnąłem papierosa z paczki, która leżała na szafce obok. Za każdym razem zaciągałem się coraz mocniej, tylko po to, żeby się uspokoić. Jednak to wcale nie pomagało. Potrzebowałem czegoś więcej. Wiedziałem co jest mi potrzebne i byłem zadowolony, że rano udało mi się to skołować. Inaczej już dawno chodziłbym po ścianach.. Bella już nigdy mi nie wybaczy. Nigdy. Zostałem sam. Bo taka jest bolesna rzeczywistość. Pomyślałem i łyknąłem kilka tabletek popijając je dużą dawką alkoholu.

~ONA~

Po przyjściu do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko i zatrzasnęłam drzwi. Wiedziałam, że jestem sama i, że nikt mi nie przeszkodzi. Na początku tłumiłam w sobie płacz i nie dopuściłam do siebie tego wszystkiego. Przewróciłam się na plecy i leżałam tak wpatrzona w sufit bez żadnych emocji. To wszystko ciągle powracało, a przy tym tak cholernie bolało. W końcu nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły kapać po moich rozgrzanych policzkach. Usiadłam i zgięłam się w pół. Tak bardzo cierpiałam. Czułam, że rozpadam się na drobne kawałki, które dopiero co ułożyłam w całość. Trudno mi będzie pozbierać je znowu do kupy. Po chwili zanosiłam się płaczem, a właściwie krzyczałam. Zwykły pocałunek. Nic nie znaczący pocałunek. W głowie ciągle tliły mi się te słowa. Te słowa, które sprawiały, że moje ciało doznawało paraliżu. Ledwo co podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej woreczek. Zwykły woreczek, który już dawno powinna byłam wyrzucić. A jednak został. I zostało w nim to czego właśnie teraz potrzebowałam, a nawet więcej. Tabletki, proszek i strzykawka z czymś co miało mnie uspokoić. Zawahałam się tylko na moment, jednak nerwy wzięły górę. Tabletki łyknęłam bez opamiętania, nie wiedząc nawet ile ich biorę. Popiłam je czystą wódką, tak po prostu. Po tym przyszedł czas na strzykawkę. Nie obchodziło mnie już nawet, że tak okropnie boję się igły. Wbiłam ją sobie dokładnie w żyłę na swoim przedramieniu. Ból momentalnie ustał. Całym ciałem zawładnął spokój. Totalny spokój, a ja czułam się jakbym odpływała. I tak właśnie było. Odpłynęłam, ale czy w krainę śmierci? Tego nie wiedziałam i nie chciałam wiedzieć. 
_________________________________________________________
Wiem, nie było mnie bardzo długo, ale chyba każdy z Was wie jak to jest poprawiać oceny na ostatnią chwilę :) I tak nic dobrego z tego nie wyszło, a mniejsza z tym. No więc, dokładnie od jutra zaczynam ferie. Bardzo cieszę się z tego powodu, ponieważ będę miała dużo czasu do napisania rozdziałów. Wiem, że dzisiejszy rozdział nie jest zbytnio udany, ale chyba po prostu straciłam wenę. I jest też dość krótki. Jednak mam dla Was też dobrą wiadomość. Następny rozdział dodam już niedługo, może nawet jutro. :) 
Jak zwykle, chciałabym podziękować za tyle wspaniałych komentarzy, po których przeczytaniu aż ciepło robi się na serduchu ♥  Jesteście cudowni ! 
Jeżeli w tekście znajdziecie jakieś błędy. Obojętnie jakie, piszcie w komentarzach, a ja wraz z następnymi rozdziałami postaram się zmienić. :) 
Pozdrawiam Was serdecznie i miłego niedzielnego wieczorku ♥  A ja tymczasem biorę się za pisanie rozdziałów :) 


Polecam, szczególnie wtedy kiedy Bella opowiada o tym jak się czuje ♥

 

czwartek, 27 grudnia 2012

Sześć


I mając chociaż cień nadziei, że będzie kiedyś lepiej, podążamy przez świat nie znając celu.. „

~ONA~

Moje życie zmieniało się diametralnie. Nie byłam pewna czy 'szczęśliwa' jest odpowiednim słowem, żeby opisać moje emocje. Nie, nadal nie byłam szczęśliwa, ale pomału zaczęłam przyzwyczajać się do mojego nowego życia. Zaczęłam je akceptować. Od miesiąca uczęszczałam na spotkania dotyczące narkomanii.. Spisywałam się nie najgorzej, a wszystko zawdzięczam Niallowi. To on mnie namówił i wspierał. Chłopak stał się moim przyjacielem. Równie dobrym jak Lucy. Od teraz we trójkę spędzaliśmy każdy dzień. W każdym dniu zbliżaliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Więź pomiędzy nami rosła, a ja byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. I pomyśleć, że przed miesiącem nie miałam nic. Przyjechałam tu jako zdesperowana narkomanka niemająca przyjaciół. Zmieniałam się pomału w normalną osobę. Szczęśliwą osobę. Chciałam żeby już tak było. Chciałam być już do końca szczęśliwą, jednak pewna sprawa po prostu nie opuszczała moich myśli. A mianowicie Zayn. Ostatnim razem, kiedy przyszłam do niego był dla mnie o dziwo miły. Na początku nasza rozmowa w ogóle się nie kleiła, jednak z czasem zaczęliśmy lepiej się dogadywać co nie zmienia faktu, że do chłopaka nic nie dotarło. O jego uzależnieniu miałam pojęcie tylko ja. Zayn nadal był zamknięty w sobie i zdesperowany. Nie wiedząc jak mu pomóc postanowiłam odwiedzać go co kilka dni, ponieważ żaden z jego przyjaciół już tego nie robił. Przyjaciele chłopaka odwrócili się od niego. Nie była to ich wina, lecz wina Zayna. To on ich odpychał i w końcu dostał to czego chciał. Nie rozumiałam tylko jednego. Dlaczego, kiedy jego życie pomału zaczyna lec w gruzach on odpycha tych, na których naprawdę mu zależy. Odpycha przyjaciół, którzy go kochają i chcą go wspierać. Dlaczego? Na to pytanie nie mogłam nadal znaleźć odpowiedzi. Może chłopak po prostu taki był?
-Bella wpadnę do Ciebie dzisiaj. - głos przyjaciółki wyciągnął mnie z zamyślenia. - Trzeba zacząć przygotowywać się do zaliczeń. - westchnęła po czym pociągnęła łyk gorącej czekolady z porcelanowej filiżanki. Znajdowałyśmy się właśnie w przemiłej kawiarence, w której spotykaliśmy się codziennie. Była tutaj wspaniała, miła atmosfera, a co najważniejsze można tu było dostać naprawdę świetną gorącą czekoladę, która bardzo rozgrzewała kiedy na dworze panował mróz i śnieg.
-Nie wiem czy sobie poradzę Lucy. - popatrzyłam w jej turkusowe oczy chcąc znaleźć w nich nutkę zrozumienia i pomocy. Nie wiem dlaczego, ale łagodny wzrok przyjaciółki działam na mnie tak kojąco, zupełnie jak prysznic. Może dlatego, że ufałam jej bezgranicznie?
-Bella, oczywiście, że sobie poradzisz. - odparła,a po chwili jej usta wykrzywił serdeczny uśmiech. - Poradziłaś sobie z większymi problemami. - tu miała na myśli narkotyki, o których jej opowiedziałam.
-Wiem, że sobie poradzę jeżeli ty będziesz obok mnie. - uśmiechnęłam się lekko. Przyjaciółka wiedziała, że jestem jej niezmiernie wdzięczna, że jest obok mnie.
-Dobra, a teraz o mniej stresujących sprawach. - zaśmiała się. - Zbliżają się urodziny Louisa... i wiesz on organizuję tą imprezę i chciałabym wyglądać jakoś...
-Lucy rozumiem, że chciałabyś, abyśmy wybrały się na zakupy. - dziewczyna skinęła głową. - Nie ma sprawy, możemy pójść nawet teraz. - posłałam jej ciepły uśmiech.
Po chwili obie byłyśmy rozgrzane i gotowe do chodzenia po sklepach w celu poszukiwania odpowiednich sukienek.

***
Naprawdę nie rozumiałam tej dziewczyny. Obeszłyśmy chyba już wszystkie możliwe sklepy z sukienkami w tym wielkim centrum handlowym. Nogi dosłownie mi odpadały, ale Lucy żadna z sukienek, które przymierzałyśmy się nie podobała. Wiedziałam dokładnie, że dziewczyna szaleńczo kocha Lousia. On jednak ma dziewczynę. Lucy ma nadzieję, a dla mnie ta cała sytuacja jest idiotyczna. Tommo nie kocha Eleanor, a bynajmniej mi tak się wydaje. Zawsze gdy spotykamy się całą paczką wzrok Louisa utkwiony jest w Lucy. Na swoją wybrankę nawet nie spojrzy. Czyżby to był przypadek? Nie, myślę po prostu, że chłopak kocha moją przyjaciółkę, jednak boi się złamać serce Eleanor.
-Bella znam jeszcze jeden sklep z sukienkami. Jest tam naprawdę wielki wybór, na pewno znajdziemy tam coś dla siebie. - nagle twarz Lucy wykrzywił grymas. Dziewczyna patrzyła w dal, gdzieś za moim ramieniem. Obróciłam się i postanowiłam pójść w jej ślady. Okazało się, że blondynka ujrzała Louisa i Eleanor, którzy publicznie okazywali sobie uczucia. Widząc minę szatyna, który wyglądał na przygaszonego stwierdziłam, że wcale tego nie chce.
-Nie rozumiem go. - wymamrotałam pod nosem i pociągnęłam Lucy za rękę. Udałyśmy się, chyba do ostatniego już dzisiaj sklepu z sukienkami.
-No tutaj na pewno znajdziemy odpowiednie kiecki! - powiedziałam z entuzjazmem. Przyjaciółka jednak była nieobecna. Nie słuchała co do niej mówię. Znałam również powód jej smutku.
-Lucy kochanie. - usiadłam koło niej i mocno do siebie przytuliłam. - Przecież doskonale wiesz, że Louis kocha ciebie.
-Kocha? - prychnęła pod nosem odrobinkę zdenerwowana. - Nigdy mi tego nie powiedział, nie napisał, nie wyraził... do diabła z tym. - dziewczyna zerwała się z miejsca i podeszła do jednej z sukienek, która wisiała na manekinie. - Chcę ją mieć. - obróciła się w moją stronę z jakże udawanym uśmiechem. Naprawdę trudno mi było zrozumieć czasem tą dziewczynę.
-Będziesz w niej ślicznie wyglądała. - posłałam jej ciepłu uśmiech i zaczęłam poszukiwać sukienki dla siebie.
***
Wspomnienia zawsze będą w naszej głowie. Nic, dosłownie nic nie możemy zrobić, aby je wykasować. One zawsze będą powracały czy tego chcemy czy nie. Są wspomnienia złe, jak i te dobre. Ja, Bella Nelson właśnie teraz posiadam ich bardzo dużo. Więcej jest tych złych wspomnień.... Przychodzi taki czas kiedy zaczynamy inaczej myśleć o swoim życiu. O tym co było, jest i będzie. Zastanawiamy się : Co możemy z nim zrobić? Co zrobić żeby nasze życie było lepsze? Zapomnieć przeszłość? Ale jak? Jak mam zapomnieć to co było? To wspomnienia, które pozostaną na zawsze. Nigdy nie chcę ich stracić, nawet tych złych, ponieważ one tworzą przeszłość, a przyszłość rodzi się tu i teraz. Za chwilę to co tu i teraz będzie przeszłością. Dlaczego miałabym to wymazać? Dlaczego? Chcę pamiętać wszystko. Złe i dobre dni. Zawsze i wszędzie. Więc pewnego dnia uświadomisz sobie, że już nic nie możesz na to poradzić. Nic. Tak już było, jest i zostanie. Nie zmienisz przeszłości, ale zawsze możesz zmienić teraźniejszość, która niedługo stanie się przyszłością. Więc? Ja już podjęłam decyzję. Chcę zmieniać przyszłość. Aby następny dzień był lepszy od poprzedniego. Czasem jednak są chwilę zawahania. Człowiek ma wątpliwości czy to wszystko ma sens? Czy na pewno chcę żeby to tak wszystko wyglądało? Trzeba wówczas powiedzieć sobie: DASZ RADĘ. I żyć dalej.

Moje wspomnienia związane z Rickiem powróciły. Wrócił list, który pamiętam cały. Cząstka po cząstce. Każde słowo. Nawet te, które trafiło prosto w serce i spowodowało, że boli do dziś. Nie kocham cię. Trzy słowa, które potrafią zniszczyć wszystko. Człowiek wypowiadając je, nie ma świadomości jak rani drugą osobę. Ja zostałam tak zraniona.
-Bella padam z nóg. - Lucy rzuciła się na moje, wielkie łóżko nie zdejmując butów.
-Może zrobię kawę? - zaproponowałam i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki udałam się do kuchni. Podłączyłam czajnik elektryczny i włączyłam wodę, aby się zagrzała. Ja natomiast usiadłam na parapecie wielkiego okna i oglądając panoramę Londynu myślałam o wszystkim.
Postanowiłam jutro zadzwonić do rodziców, którzy nie odzywali się już ponad dwa tygodnie. Może oni mieli mnie gdzieś, ale ja ich jeszcze nie. Chciałam ich trochę uspokoić, powiadomić, że nie biorę i, że zaczynam nowe życie. Tym razem naprawdę. Miałam też w planach odwiedzić jutro Zayna. Naprawdę martwiłam się o chłopaka. Nie znałam go tak dobrze jak Nialla, jednak coś mnie do niego przyciągało.
Z zamyśleń wyrwał mnie gwizdek czajnika oznajmiający, że woda już się zagotowała. Zalałam naszą ulubioną Caffe Latte i od razu poczułam woń cynamonu i mlecznej czekolady.
-Lucy chcę ci podziękować za to, że wyciągnęłaś mnie na te zakupy. - krzyknęłam stawiając dwie filiżanki na plastikowej tacce. - Wiesz dobrze, że nie chodzę w sukienkach i trudno mnie do nich przekonać, jednak sukienka, którą kupiłam dzisiaj jest nieziemska. - poczułam się trochę nieswojo, ponieważ nie dostałam odpowiedzi już drugi raz. Po chwili wchodząc do pokoju ujrzałam słodki widok. Lucy zasnęła na moim łóżku w dość dziwnej pozycji. Nie pozostało mi nic innego jak ściągnąć jej buty i nakryć kołdrą, a ja sama udałam się do salonu gdzie w spokoju wypiłam kawę.
Właściwie to już prawie zasypiałam kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Ocknęłam się i szybko podbiegłam do drzwi.
-Bella to ja. - usłyszałam znajomy szept. Chłopak nie mówił normalnie. Mamrotał coś pod nosem,a ja modliłam się w duchu, żeby nie obudził Lucy. Na szczęście dziewczyna miała mocny sen. Oczywiście nie czekając na nic otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się postać Zayna. Chłopak nie wyglądał normalnie. Chwiał się na nogach i podpierał ręką ściany, co świadczyło o tym, że jest pijany. Byłam też pewna,że coś brał.
-Zayn do cholery, co ty wyprawiasz? - wyszeptałam ze złością.
-Bella, proszę cię musisz mnie wpuścić. Ja ... ja zgubiłem klucze do domu i ... i nie mam gdzie się podziać. - powiedział i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Nie mogłam mu odmówić.
-Okej, niech ci będzie, ale mów ciszej, bo Lucy też jest u mnie i niedawno zasnęła. - pogroziłam mu palcem przed nosem i pociągnęłam chłopaka za rękę do salonu. Usadowił się na kanapie, a ja wręczyłam mu Latte, która miała być dla Lucy.
-Masz i pij. - nakazałam mu. - To powinno postawić cię na nogi. - uśmiechnęłam się, nieco rozbawiona tą sytuacją. Chłopak od razu posłusznie wypił kawę do dna i prezentował się nieco lepiej. - No dobrze, a teraz wytłumacz mi dlaczego sięgnąłeś po alkohol. - powiedziałam i popatrzyłam mu prosto w jego orzechowe oczy. - Prochy ci nie wystarczą?
-Nie, to nie tak. - pokręcił głową zmieszany i spuścił wzrok.
-A niby jak? - prychnęłam nieco zdenerwowana. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że w kieszeni mam paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego i podpaliłam, aby za chwilę zaciągnąć się nikotyną i nieco uspokoić. Paliłam tylko wtedy kiedy byłam zdenerwowana. Tak naprawdę nienawidziłam tego świństwa.
-Nie mam już tabletek. - wyszeptał. - Nie mogłem wytrzymać ... musiałem czymś to zagłuszyć. - schował twarz w dłoniach.
-Zayn. - usiadłam koło niego i przemówiłam łagodnym głosem. - Zayn popatrz na mnie.- chłopak podniósł oczy pełne łez i spojrzał mi głęboko w oczy. - Nie potrzebujesz tego świństwa. - powiedziałam. - Ja dałam radę to i ty dasz. Wierzę w ciebie. - przytuliłam chłopaka mocno do siebie i dopiero po chwili spostrzegłam, że czuję się jeszcze bardziej bezpieczna niż przy boku Nialla. Wtulałam się w niego jeszcze mocniej, pragnąc żeby ta chwila trwała wiecznie. Nasze usta dzieliło kilka centymetrów. Chłopak wpatrywał się we mnie,a jego źrenice płonęły od malutkich, skaczących iskierek. I nie miałam pojęcia kiedy wpiłam się w gorące wargi Zayna i całowałam go namiętnie. Czułam zapach alkoholu i cynamonu, a wszystko to razem zmieszane sprawiało, że przyciągałam chłopaka jeszcze bardziej do siebie. Nie myślałam w tej chwili o Niallu, który prawdopodobnie darzył mnie jakimś większym uczuciem niż przyjaźń. Nie myślałam też o tym, że równie dobrze za chwilę w drzwiach może stanąć oszołomiona Lucy. Nie myślałam o Perrie, jego byłej dziewczynie,o której mi opowiadał. Nie myślałam o konsekwencjach jakie spotkają mnie i Zayna. I nie myślałam wówczas o tym, że chłopak nic nie będzie jutro pamiętał, a ja będę miała wyrzuty sumienia. Myślałam tylko o tym, że to mój pierwszy i być może ostatni pocałunek z Zaynem Malikiem. 
______________________________________________________
Na początku spóźnione Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku ♥ Chciałabym Was przeprosić za nieobecność.. naprawdę nie miałam ani chęci, ani weny, żeby cokolwiek tu coś umieścić. Ale teraz wszystko się zmieniło i wszystko po staremu ;) Będę pisała i dodawała rozdziały gdyż nie umiem bez tego żyć ♥  Nie będą one zawsze dodawane w terminie, z powodów oczywistych : Brak czasu :(  
Chcę podziękować za każdy cudowny komentarz ♥ Za to, że dodajecie mój blog do obserwowanych. Z tych właśnie względów jeszcze go prowadzę :) Gdyby nie Wy... ten blog nie miałby szans na przetrwanie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ogromnie się cieszę, że podoba się wam to co piszę ♥ 
Love You All xx ♥

KOCHAM ♥



niedziela, 9 grudnia 2012

Pięć


"Człowiek się nie zmienia, człowiek czasem po prostu daje się tylko poznać z innej strony."

~ONA~

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Trochę trwało zanim wygramoliłam się z pod ciepłej kołdry i udałam w stronę drzwi frontowych. Kiedy znajdowałam się w salonie, ktoś pukał jeszcze głośniej i mocniej niż wcześniej, więc zawołałam coś w stylu 'Już idę'. Byłam prawie pewna, że to Lucy zawitała u mnie o tak wczesnej porze, jednak kiedy otworzyłam drzwi nie była to ona.
-Niall?- zapytałam zdziwionym głosem, a widok blondyna trochę mnie rozbudził.
-Jakże miłe powitanie. - zaśmiał się pod nosem. - Bella jak zwykle miła i czarująca.
Zmierzyłam go tylko wzrokiem i wpuściłam do środka. Udaliśmy się do kuchni, a kiedy się w niej znajdowaliśmy bez pytania Nialla nalałam i postawiłam przed nim szklankę z pomarańczowym sokiem.
-Dziękuję Bella. - uśmiechnął się w moją stronę szelmowsko,a mi zaparło dech w piersiach. Chłopak naprawdę olśniewał urodą.
-Co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze? - zapytałam obojętnie siadając na przeciwko niego.
-Nie będę owijał w bawełnę. - uśmiechnął się lekko pod nosem. - Lucy mnie przysłała, abym sprawdził czy wszystko z tobą w porządku.
Otworzyłam buzię chcąc coś powiedzieć, jednak Niall mnie wyprzedził. - A uprzedzając twoje pytanie ... Nie mogła przyjść sama, gdyż musiała zostać w domu z młodszą siostrą. - odparł czekając na moją reakcję.
-Rozumiem. - pokiwałam głową z aprobatą. - Jak widać, wszystko u mnie w porządku. - uśmiechnęłam się blado, chcąc uspokoić blondyna.
-Nie jestem do końca pewien. - odparł wpatrzony w moją twarz. - Nie miałbym zastrzeżeń gdyby nie te ogromne worki pod oczami, sine cienie, blada twarz, no i brak szczerego uśmiechu. - odpowiedział wsadzając do buzi jedno z winogron leżących w półmisku.
-Wszystko w porządku. - wyszeptałam i spuściłam wzrok nie wiedząc co mogę więcej powiedzieć. Nie miałam żadnej wymówki.
-Bella, oszukujesz samą siebie, ale ze mną nie będzie tak łatwo. - powiedział i położył swoją dłoń na mojej. - Jestem tu żeby ci pomóc. - uśmiechnął się czule.
-Mnie się nie da pomóc, Niall. - wymamrotałam i wyciągnęłam dłoń z pod dłoni Nialla. Chłopak wyprostował się i kontynuował swoją wypowiedź.
-Bella, powiedz co się dzieję, a obiecuję, że pomogę ci tak jak będę umiał najlepiej. - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy. W jego oczach kryła się troska. Niall naprawdę się o mnie martwił. Tylko dlaczego? Kilka słów wisiało na końcu mojego języka.
-Niall .. - wychrypiałam i poczułam jak po moim policzku spływa słona łza. - Tak bardzo chciałabym to komuś powiedzieć. - zaniosłam się płaczem, a twarz schowałam w dłoniach.
Nie wiadomo kiedy, chłopak znalazł się przy mnie i tulił mnie do siebie. Czułam jego bliskość, bezpieczeństwo. Od tak dawna poczułam się bezpieczna. Teraz wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Wiedziałam, że mogę powiedzieć mu wszystko.
-Niall ... Ja biorę, rozumiesz? Biorę narkotyki. - schowałam twarz w piersi Nialla napawając się jego perfumami i próbowałam stłumić jeszcze większy szloch. Chłopak głaskał mnie po głowie nie odzywając się. Staliśmy tak kilka minut w ciszy.
-Ciii .. Bella, spokojnie. - ciepłą dłonią głaskał mnie po plecach. -Damy radę, rozumiesz? Ty dasz radę. Ja tylko ci w tym pomogę. - tych kilka słów wniosły do mojego serca ogromną radość. Poczułam, że wszystko nabiera sensu. Ktoś zna moje problemy i próbuje mi pomóc. Nie mogę odtrącić tej pomocy. Po prostu nie mogę.
-Dziękuje ci Niall. - wtuliłam się w jego pierś jeszcze mocniej. Mogłabym trwać tak wiecznie. Już na zawsze. -Nawet nie wiesz, jak to dobrze jest mieć kogoś przy sobie kiedy twoje życie się wali. - odparłam odsuwając się od niego. Chłopak wpatrywał się we mnie z czułością, a w jego oczach tańczyły malutkie iskierki. Niall pochylił się nade mną tak, że prawie nasze usta się złączyły. Czułam jego przyjemny oddech, który pieścił moje wargi i wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że w takiej sytuacji zastała nas Lucy, która nie wiem kiedy weszła do pokoju.
-Ups – pisnęła i zatrzymała się w drzwiach. - To może ja wam nie będę..
-Nie! - krzyknęliśmy równocześnie z Niallem. Posłałam jej uspokajający uśmiech, aby trochę załagodzić całą tą sytuację.
-Nie przeszkadzasz Lucy, ja i tak już się zbierałem. - chłopak odsunął się ode mnie i posłał mi przyjazne spojrzenie. Ubrał kurtkę i skierował się w stronę drzwi.
-Cześć. - obrócił się i zniknął w drzwiach. Chwilę trwało zanim dodarło do mnie, że Lucy jest tu ze mną, albowiem patrzyłam w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał blondyn i mogłam mu powiedzieć o wszystkim.
-Bella. - Lucy zmaterializowała się koło mnie i głaskała po plecach. - Co się stało? Dlaczego płaczesz? - spojrzała na mnie, a w jej oczach kryło się zrozumienie. Westchnęłam i spuściłam wzrok.
-Wiesz Lucy, bo ...
Opowiedziawszy przyjaciółce o wszystkim przysięgłam, że więcej nie wezmę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nadal nie powiedziałam o Zaynie. Szczerze mówiąc martwiłam się o niego. Bardzo się o niego martwiłam. Chciałabym mu jakoś pomóc. Tylko ja wiedziałam o jego uzależnieniu. Ja miałam przyjaciół, pomagali mi i byli zawsze ze mną. On nie miał nikogo. Został z tym sam. Jedyną osobą, która wie co czuje i jest w stanie mu pomóc jestem ja.
~ON~

Muzyka, tłum ludzi, krzyki i ogromny hałas. Znajdowałem się właśnie w największym klubie w Londynie. Ledwo stałem na nogach, wiedziałem tylko tyle, że bardzo mocno się upiłem. Wokół znajdowali się obcy ludzie, których nigdy nie widziałem. Nie obchodziło mnie, czy poznają człona słynnego zespołu. Usiadłem na jednym z krzeseł, ponieważ strasznie kręciło mi się w głowie. Oczywiście przedtem wziąłem kilka tabletek i to był błąd. Spowodowały,że zacząłem czuć duszności i było mi nie dobrze. Wstałem od stołu chcąc skierować się na dwór, jednak przez widok, który zobaczyłem zapomniałem o dusznościach. Przesuwała się jakby leciała w powietrzu wpatrzona w dal. Jej zielone oczy było widać z końca sali. W tłumie ludzi praktycznie nikt jej nie zauważał, jednak dla mnie była ona jedyną istniejącą tu osobą. W tym momencie nikt inny mógłby się nie liczyć. Wyglądała jak anioł w kremowej, długiej sukni z koronki. Jej falowane, kasztanowe włosy opadały bezwładnie na delikatne ramiona, a ona sama miała łagodny wyraz twarzy jakby pozbyła się wszelkich trosk. Podeszła do mnie i nachyliła swoją twarz nad moją. Jej soczysta zieleń oczu sprawiła, że otrząsnąłem się trochę i oprzytomniałem.
-Pomogę ci Zayn. - wyszeptała, a jej ciepły oddech sprawił, że moim ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz. Przysunęła swoje usta jeszcze bliżej,aby za chwilę złożyć na mych pocałunek. Jednak zamiast mnie pocałować dziewczyna bezwładnie na mnie opadła i dopiero po chwili dostrzegłem, że biała tkanina, w którą była ubrana jest cała w czerwonej cieczy, zwanej krwią. 
 
Zerwałem się jak poparzony,a skutek tego był taki, że spadłem z łóżka na zimną, twardą podłogę. Ten sen, a właściwie koszmar sprawił, że zacząłem martwić się o Bellę, ponieważ dziewczyną z zielonymi oczami była właśnie ona. Siedziałem tak ze wzrokiem wbitym w podłogę. Dopiero dźwięk świadczący o tym, że ktoś przyszedł sprawił, że się podniosłem i poszedłem do drzwi. Otworzyłem je mając nadzieję, że to któryś z chłopaków zawitał u mnie w celu sprawdzenia czy wszystko u mnie w porządku. Jednak kiedy otworzyłem drzwi,a moim oczom ukazała się dziewczyna w kasztanowych włosach z pewnością nie była chłopakiem. Stała w progu jakby skrępowana i strasznie zdenerwowana. Jej widok sprawił, że poczułem ulgę. Bałem się bowiem, że sen mógłby być prawdą, jednak brunetka stała w drzwiach cała i zdrowa.
-Mogę wejść? - zapytała cichym, lekko drżącym głosikiem. Zamiast odpowiedzieć po prostu się w nią wpatrywałem. Widziałem w niej bezpiecznego, bezbronnego człowieka, który tak jak wcześniej nie myślałem, nie zagraża chłopakom, ani Lucy, wręcz przeciwnie. Od kiedy Bella się pojawiła wszyscy, oprócz mnie zaczęli ponownie się spotykać i spędzać ze sobą czas, jak za dawnych lat.
-Jasne. - odparłem i pierwszy raz w życiu obdarzyłem dziewczynę przyjaznym uśmiechem, a i ona nie została mi dłużna. Jej uśmiech był cudowny,a ja cieszyłem się, że jest szczęśliwa.
_____________________________________________________________
Hej wszystkim! Na początku chciałabym Was przeprosić za tak długą nieobecność. Brak czasu i szkoła, jak zawsze to one utrudniają mi napisanie kolejnego rozdziału ;( Ale i tak jest kolejny :) Wypadł tak sobie, ale to Wy go ocenicie :) Następny pojawi się niedługo, nie jestem dokładnie pewna kiedy, ale NA PEWNO się pojawi! To Wam mogę przysiąść! Dziękuję za tak cudowne komentarze, które są dla mnie ogromną motywacją! Jesteście Wspaniali ♥♥ A ten rozdział dedykuję jedynej i niepowtarzalnej, cudownej Marcie ♥ 
Love You All xx ♥

BARDZO, BARDZO KOCHAM TĄ PIOSENKĘ ♥


niedziela, 18 listopada 2012

Cztery



Przeszłość zawsze powinna pozostać przeszłością, przyszłość dopiero będzie, a najważniejsze jest to co tu i teraz. Tego co było już nie da się zmienić, a przyszłość zapewniamy sobie tym, co robimy obecnie.

~ONA~

-Cześć kochanie. - w telefonie rozbrzmiał zmartwiony głos mojej mamy. Nie odzywała się prawie półtora miesiąca. Nie wiedziała co się działo ze mną przez ten czas i wolałam żeby tak pozostało. O narkotykach wiedział tylko Zayn. To i tak za dużo. Chłopak okazał się być arogancki i wybuchowy. Po skończonym spotkaniu w restauracji wybiegł z niej jako pierwszy nie żegnając się z nikim. A całe spotkanie mierzył mnie swoim zimnym wzrokiem pełnym nienawiści. Doprawdy nie wiedziałam o co mu chodzi. Wyglądał jakby żałował, że dał mi tą tabletkę. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego,a co do reszty nie miałam zastrzeżeń. Bardzo się z nimi zaprzyjaźniłam.
-Cześć mamo. - odparłam niby to obojętnie. - Widzę, że przypomniałaś sobie o mnie. - dodałam sucho.
-To nie tak Isabello. - mama westchnęła. - Ja ... ja chciałam żebyś miała czas do namysłu.
-Mamo nie mieszkam już u Victorii. - powiedziałam puściwszy wypowiedź mamy mimo ucha. Nie chciałam się kłócić.
W słuchawce wystąpiła cisza. Mama pewnie, zastanawiała się czy to nie sprawa narkotyków. Musiałam ją uspokoić. - To nie przez narkotyki, nie martw się.
-Gdzie teraz mieszkasz? - zapytała prawie oskarżycielsko.
-W hotelu.
Na który bardzo dużo wydaje i nie wiem czy starczy mi na resztę życia, pomyślałam.
-Nic się nie martw skarbie. Tata będzie ci wysyłał więcej pieniędzy. - uspokoiła mnie. - Dlaczego nie mieszkasz u Victorii?
-Nie chcę o tym rozmawiać. - westchnęłam. - Mamo, muszę kończyć. Umówiłam się z przyjaciółmi.
-No dobrze. Kocham cię córeczko. - wiedziałam, że teraz po jej policzku spływa łza. Nie trudno było sobie to wyobrazić. Mama często płakała z byle powodu. Taka już była.
-Ja też cię kocham. - odpowiedziałam i nacisnęłam na czerwoną słuchawkę.
Podeszłam do okna i popatrzyłam w dal. Widać było stąd panoramę Londynu. Pomyślałam o Zaynie. Dlaczego bierze narkotyki? Jaki ku temu ma powód? Dlaczego jest tak obojętny i nie obchodzi go nic? Czy zawsze taki był? Wiedziałam, że to tylko denne pytania w mojej głowie, na które nigdy nie znajdę odpowiedzi. Chłopak mnie nie lubi, z resztą ja też nie pałam do niego sympatią. Zaprzyjaźnienie się z nim nie wchodzi w grę. To się po prostu nie uda. A może udałoby mi się z nim porozmawiać? Spróbować nie zaszkodzi. Obróciłam się od okna i chwyciłam za torbę. Ubrałam pospiesznie płaszczyk i wyszłam z pokoju zamykając go na klucz, który później zostawiłam w recepcji. Oznajmiłam też recepcjonistce, że nie będzie mnie cały dzień. Taki miałam zamiar.


~ON~

Kiedy tylko spojrzałem w zielone tęczówki tej dziewczyny wiedziałem, że to ona. Nie pomylił bym ich z innymi. Chowała się w nich bezradność i żal. Czyżby do samej siebie? Chyba tak. Doskonale wiedziałem, że zachowywałem się wczoraj wobec niej taka jak się zachowywałem. Czyli jak totalny dupek. Miałem jej za złe, że przyjaźni się z Lucy. Bałem się, że wciągnie w to też ją, lub któregoś z chłopaków. Nie mogłem, po prostu nie mogłem na to pozwolić. Byli dla mnie zbyt cenni. Owszem też brałem, ale nigdy nie zachęciłbym moich przyjaciół do wzięcia tego świństwa. Z resztą oni nic nie wiedzieli i chciałem żeby tak pozostało. Chciałem odizolować tą dziewczynę od nich. Tylko jak? Lucy uczęszcza z nią na zajęcia, poza tym Isabella jest jej jedyną przyjaciółką. Chłopcy też się z nią zaprzyjaźnili. Nie wiedzą, że ona bierze,a gdybym im powiedział, ona również powiedziałabym o mnie. To nie wchodzi w grę.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Wyciągnąłem ją z kieszeni kurtki i odebrałem.
-Zayn, gdzie jesteś? - usłyszałem zaniepokojony głos Lucy.
Całkiem wyleciało mi z głowy, że mamy się dzisiaj spotkać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Bella też tam będzie.
-Już do was idę. - wymamrotałem i ruszyłem przed siebie, do domu Liama. Lucy wymamrotała coś jeszcze i się rozłączyła. Brzmiało to jak: Tylko się zachowuj!
Dojście tam nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Kiedy już znajdowałem się u drzwi i chciałem zapukać w drzwiach ukazała mi się szczupła postać brunetki.
-Cześć Zayn. Możemy porozmawiać? - zapytała bez emocji, jednak wpatrzona w moje oczy.
Wzruszyłem ramionami, a dziewczyna przeszła koło mnie obojętnie. Udałem się za nią. Na dworze nie było za ciepło, dlatego też chciałem jak najszybciej zakończyć tą rozmowę i wejść do środka.
-Chciałam cię uspokoić i zapewnić, że nie powiem im o narkotykach. - zaczęła, kiedy zatrzymaliśmy się w bezpiecznej odległości od domu. Oni po prostu nie mogli nas zobaczyć. Wszystkie pytania i domysły, miałem tego potąd.
-Okej, to wszystko? - zapytałem nie patrząc na nią.
Dziewczyna zmieszała się odrobinę i zmartwiła. Wyglądała przez to jak takie zagubione dziecko, którym trzeba się opiekować, bo samo sobie nie poradzi.
-T .. tak. - wydukała po chwili spuszczając wzrok. - A właściwie nie. - wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie ponownie. - Ty też im nie powiesz, prawda?
Wiedziałem, że czeka na moją reakcję, ja jednak zacisnąłem pięści i starałem stłumić w sobie złość jaka we mnie narastała.
-Nie wiem. Być może. - wzruszyłem ramionami, obróciłem się i ruszyłem prosto do domu. Nie mogłem zostać z nią dłużej. Powiedziałbym o kilka słów za dużo,a tego nie chciałem. Nie chciałem się kłócić i robić niepotrzebnych sensacji. Obróciłem się lekko i kątem oka dostrzegłam, że brunetka stoi w miejscu jakby sparaliżowana. Zrobiło mi się jej naprawdę żal. W pewnym momencie chciałem się cofnąć i uspokoić ją, że na pewno nic nie powiem, jednak złość wzięła górę. Wpadłem do domu, a wzrok wszystkich spoczywał na mnie.




~ONA~

Ogromny szok wstrząsnął moim ciałem Czułam, że zaraz upadnę i pewnie już nie wstanę. Nogi miałam jak z waty. Strach. Czułam strach. Jak Zayn mógł się tak zachować? Przecież ja obiecałam, że nic nie powiem. Dlaczego on ... Nie miałam słów. Do oczu napłynęły mi słone łzy, które chwilę potem samotnie spłynęły po rozgrzanych, czerwonych policzkach. Byłam wrażliwa i często płakałam ze zdenerwowania, z reguły raczej udawało mi się to chować, ale teraz po prostu nie mogłam.
-Bella? - w oddali usłyszałam piskliwy głos przyjaciółki. - Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? - było go słychać coraz bliżej. Otarłam łzy wierzchem drżącej dłoni i wyszłam Lucy na przeciw. - Tu jesteś. - odetchnęła z ulgą kiedy tylko mnie zobaczyła. - Co zaszło pomiędzy tobą, a Zaynem? - zapytała po chwili świdrując mnie wzrokiem. Spuściłam wzrok próbując znaleźć odpowiednią wymówkę.
-Nic takiego. - uśmiechnęłam się blado. - Lucy, trochę źle się czuję. Chyba pojadę do hotelu. - odparłam po chwili i ruszyłam przed siebie.
-Ale przecież dopiero przyjechałaś.- musiała biec, żeby dotrzymać mi kroku. Chwyciła mnie za rękę i poczułam na niej ciepło jej dłoni.
-Przepraszam Lucy. - wyszeptałam. - Po prostu źle się czuję. Później się odezwę. - przytuliłam ją mocno i szybkim krokiem zaczęłam iść przed siebie patrząc w ziemię. Wiedziałam,że ją zawiodłam. Nie mogłam nic na to poradzić. Po prostu nie chciałam tu dłużej zostać.
W, którym momencie pęka niebo? W tym, w którym przestajesz czuć siebie w sobie. W moim życiu nastąpiło to właśnie teraz. Nie miałam pojęcia co zrobić. Jak dalej żyć? Jak przyjaźnić się z Lucy, kiedy jest Zayn? Dlaczego mnie tak nienawidzi? Czy powie o narkotykach chłopakom i Lucy? Kolejne pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Miałam cholernie dość tych wszystkich pytań w mojej głowie. Szłam przed siebie, nie wiedząc dokąd. Zimne powietrze smagało moją twarz, a łzy na moich policzkach zdawały się zamarzać. Właśnie teraz potrzebowałam narkotyków, ale obiecałam sobie, że więcej nie będę brać. To wszystko przez nie. To świństwo. Nie, Isabell, nie weźmiesz ich więcej. Obiecaj to przynajmniej samej sobie.
Wróciłam do hotelu i pierwsze co zrobiłam to wskoczyłam pod gorący prysznic, który zadziałał na mnie bardzo kojąco. Uspokoił zmysły i ogrzał oziębiony organizm. Po skończonej kąpieli ubrałam ciepłą piżamę i wskoczyłam do łóżka. Potrzebowałam snu. Isabell musisz zacząć nowe życie, naprawdę. Może wszystko się jeszcze ułoży? Jak na razie potrzebowałam czasu do namysłu. Chciałabym wszystko w końcu ułożyć. I postaram się to zrobić. Raz na zawsze zmienić moje życie w takie jakie powinno być. 

 I tell my love to wreck it all
Cut out all the ropes and let me fall
My, my, my, my, my, my, my, my
Right at the moment this order's tall

_______________________________________________________________
Hej wszystkim! Mam wrażenie, że trochę zepsułam ten rozdział, no ale cóż. Tak to już jest, jak piszę się coś na szybko. Chyba potrzebuję czasu do napisania i przemyślenia rozdziałów, więc następny nie pojawi się tak szybko. No co mogę więcej powiedzieć? Zachęcam do czytania i komentowania. :)



CUDOWNA PIOSENKA


niedziela, 11 listopada 2012

Trzy


Staczamy się na dno, wszystko się w nas zmienia.
A to, że stoimy w cieniu uzależnienia
zazwyczaj za późno do nas dociera...

~ONA~


Miałam dość. Miałam cholernie wszystkiego dość. Chciałam zacząć nowe życie, od początku. Krok po kroku zmieniać się w inną osobę. Lepszą osobę. Pełną radości, entuzjazmu, zawsze wesołą. Ja jednak nadal byłam tą samą Isabellą. Czy coś się we mnie zmieniło? Doprawdy nic. Nadal sięgałam po narkotyki. Byłam uzależniona. I teraz o tym wiedziałam. Wiedziałam też ile kosztują i to głównie na nie przeznaczyłam pieniądze, które wysłał mi ojciec. Londyn. Jestem tu już prawie miesiąc, a nadal nic się nie zmieniło. Lucy o niczym nie wiedziała. To nie jej wina. Tej nocy.. Tej okropnej nocy, gdy sięgnęłam po ecstasy całe moje starania poszły na marne. Właściwie dlaczego po nie sięgnęłam? Dlaczego wzięłam tą cholerną tabletkę od tego cholernego chłopaka, którego od tamtej pory nie widziałam. Nie miałam pojęcia kim był, jak miał na imię. Nic, doprawdy nic o nim nie wiedziałam, a jednak nie bałam się wziąć od niego tych tabletek. Czy byłam naiwna? Być może, jednak jakimś cudem chłopak nie okazał się być kłamcą. Uwierzyłam mu, praktycznie nic o nim nie wiedząc. Tak, byłam naiwna. I teraz to wiem. Po wróceniu do domu Victoria od razu wiedziała co jest grane. Rodzice musieli ją przede mną przestrzec. Ciocia jednak wyglądała na niewzruszoną, obojętną. Jedyne co mnie w niej zaszokowało to to, że uderzyła mnie w twarz. Dosłownie.. Jeszcze większym szokiem było dla mnie to, że nie z powodu narkotyków, a z powodu Lucy. Mojej kochanej Lucy, która okazała się być lojalną i cudowną przyjaciółką dla mnie. Oczywiście kazała mi wypieprzać z jej domu. I tak zrobiłam. Udałam się do pobliskiego hotelu i do tej pory się w nim znajduję. Dziwne było to, że nie poinformowała rodziców. Za to byłam jej nawet wdzięczna.
-Ziemia do Belli.- z rozmyślań wyrwał mnie chichot mojej przyjaciółki. Tak, Lucy swobodnie mogłam nazwać przyjaciółką.
-Coś nie tak? - przyglądała mi się z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Nic nie było 'tak' Lucy.
-Nie, wszystko w porządku. - posłałam jej blady uśmiech. Uspokojona uśmiechnęła się promiennie.
-O czym to ja mówiłam. - zamyśliła się na moment. - Ah, tak. Pamiętasz jak na samym początku naszej znajomości chciałam ci przedstawić moich przyjaciół? Pokiwałam twierdzącą głową. Lucy trochę się spięła. Zacisnęła nerwowo wargi, a jej wzrok był nieobecny.
-Lucy o co chodzi? - teraz to ja się zaniepokoiłam.
Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi prześlicznymi oczami, w których malowała się nadzieja i zrozumienie.
-Oni ... oni nie są zwyczajni.- wymamrotała pod nosem i spuściła wzrok.
-Nie są zwyczajni? Więc kim są Lucy? - zachichotałam. Przy blondynce mój dobry nastrój, który niegdyś miałam wracał.
-Oni są sławni. To sławny zespół składający się z pięciu niezwykłych chłopaków. Są znani na całym świecie, najbardziej w Anglii, oczywiście. - tutaj uśmiechnęła się lekko pod nosem. - One Direction. Nazwa ich zespołu może być dla ciebie trochę dziwna, ale wytłumaczę ci ją. Są wspaniali. Przekonasz się, jak ich poznasz.- spojrzała na mnie, czekając na moją reakcję. Moja Lucy? Moja Lucy przyjaźni się z najsławniejszym zespołem na świecie?
Pokręciłam głową z nie dowierzeniem.
-Lucy ... ja. - patrzyłam w nią jak w obrazek. Dziewczyna nadal czekała na moją reakcję, nieco zmartwiona. - Ja jestem w szoku! Nigdy nie myślałam, że ty ... taka zwykła Lucy może przyjaźnić się z gwiazdami.- uśmiechnęłam się do niej serdecznie, chcąc trochę ją uspokoić.
-Wiesz, czasem sama temu nie dowierzam.- zapatrzyła się w jeden punkt. Położyłam dłoń na jej dłoni.
-Jesteś wyjątkowa, Lucy. - posłałam jej serdeczny uśmiech. Dziewczyna ze łzami w oczach przytuliła mnie mocno.


***


Nie wiedziałam jak ubrać się na takie spotkanie. Rozumiem, gdyby to byli normalni ludzie wystarczyłby zwyczajny T-shirt i jeansy. Jednak zespół, który znał cały świat, na taką okazję trzeba prezentować się nieco lepiej. Stałam z rękoma na biodrach wpatrzona w szafę nie wiedząc co począć. Nie posiadałam eleganckich ubrań. Nie chodziło o to, że nie mam na nie pieniędzy, po prostu nie lubiłam ich. Dla mnie liczyła się wygoda, to było najważniejsze. W zasadzie miałam zachowane pieniądze od ojca. Była to reszta tych, które wydawałam na narkotyki. Szczerze mówiąc szkoda mi było ich wydawać, miałam nadzieję, że jeszcze zdobędę ecstasy. Gdybym tylko spotkała tego czarnowłosego chłopaka. On z pewnością sprzedał by mi je. Widać było, że jest obeznany w tych sprawach. Jednak teraz miałam inne problemy na głowie. W co ja mam się ubrać? Do spotkania zostały mi trzy godziny. Chcąc, czy nie chcąc musiałam się wybrać na zakupy. Nie mogłam zawieść Lucy.
Chodziłam po centrum prawie dwie godziny, jednak nie na marne. W końcu znalazłam to co było eleganckie, jednocześnie wygodne. Strzał w dziesiąte. O to mi chodziło. Lekki makijaż i podkręcenie długich włosów nie zajęło mi zbyt dużo czasu, więc wyrobiłam się na czas i kiedy Lucy zawitała w drzwiach mojego pokoju byłam już w stu procentach gotowa. Gotowa by poznać sławnych chłopaków, gotowa by stawić czoła kolejnym przeciwnościom losu.
-Wyglądasz ślicznie Bella.- skwitowała i puściła do mnie oczko. Odwzajemniłam się jej promiennym uśmiechem i razem udałyśmy się do taksówki. Całą drogę Lucy gadała jak najęta. Nie żeby mi to przeszkadzało. Właściwie przyzwyczaiłam się do jej gadatliwości. Gdy wysiadłyśmy z samochodu blondynka zapłaciła kierowcy i skierowała się w moją stronę. Usiadłam na ławce, ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Widząc to Lucy szybko do mnie podbiegła. Potrzebowałam narkotyków, tak jak studnia potrzebuje wody, jak zapalniczka ognia. Nie chciałam zawieść Lucy, ale poczułam się źle. Niedobrze. To wszystko mnie przerastało. Stres i chęć sięgnięcia po ecstasy.
-Wszystko w porządku? - zaniepokojony głos przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię. Posłałam jej blady uśmiech i podniosłam się z ławki.
-Tak, chodźmy.
Mieliśmy się spotkać w hotelu, w którym chłopcy obecnie się znajdowali, jednak w ostatniej chwili zmienili miejsce spotkania na pobliską restaurację. Właściwie odpowiadało mi to. Jedząc mogłam nie myśleć o narkotykach, a może to z głodu było mi niedobrze? Od rana nic nie jednałam. Od jakiegoś czasu straciłam apetyt, no i na wadze. To wszystko przez to świństwo. Gdyby nie Rick ... Nigdy nie zaczęłabym brać. Ale teraz nie chciałam o tym myśleć.

Kiedy weszłyśmy do restauracji chłopców jeszcze nie było. Nie ma się co dziwić, zjawiłyśmy się przed czasem. Zdjęłyśmy płaszczyki i usiadłyśmy do siedmioosobowego stolika. Młody, przystojny kelner od razu się koło nas zjawił.
-Czym mogę panią służyć? - zapytał melodyjnym głosem i posłał w naszą stronę szelmowski uśmiech. Jeżeli próbował z nami flirtować, to nie miał szans. Ani ja, ani Lucy nie byłyśmy typem podrywaczki. Miłość przyjdzie sama, nie trzeba się o nią starać.
-Poproszę wodę. - odpowiedziałam i spuściłam wzrok, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Zawsze tak robiłam, kiedy się denerwowałam.
-Dla mnie to samo.- piskliwy głos Lucy bynajmniej rozśmieszył chłopaka, bo zachichotał pod nosem, obrócił się na pięcie i zniknął za drewnianą, podłużną ladą. Obie z blondynką spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Dobrze, że przynajmniej dobry humor mnie nie opuszczał.
-Myślisz, że przyjdą dzisiaj? - zaśmiałam się.
-Tak, wiem są spóźnialscy. - Lucy westchnęła i pociągnęła łyk wody, który chwilę przedtem przyniósł nam kelner. Czekałyśmy na nich już prawie pół godziny. W tym samym momencie drzwi restauracji się otworzyły ruszając przy tym dzwoneczkami, które głośno zabrzęczały informując o nowych gościach. Lucy poruszyła się nerwowo, a ja swój wzrok skierowałam na wchodzącego osobnika. Pierwszy z nich, uroczy chłopak o brązowych loczkach. Uśmiechał się do nas promiennie, a w jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki. Kiedy loczek, bo takie przezwisko przyszło mi na myśl dla chłopaka w loczkach ściągał kurtkę w drzwiach ukazał się szatyn. Wyglądał na starszego od loczka, jednak był równie przystojny co pan dołeczek. Włosów kolejnego chłopaka nie mogłam określić. Było obcięty, prawie, że na łyso, jednak to dodawało mu tylko męskości. Zajął się ściąganiem ciepłem kurtki, kiedy szatyn uderzył go w rękę. Cała trójka wybuchła śmiechem. Kolejnym i chyba ostatnim chłopakiem był blondyn. Uroczy blondyn i chyba jedyny w zespole. Zaróżowione policzki, było widać z daleka. Cała czwórka podeszła do stolika i po kolei przywitali się z Lucy.
-A ty musisz być Isabella. - szatyn pierwszy podał mi dłoń z promiennym uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech, nieco zawstydzona. - Jestem Louis. Louis Tomlinson. - swoje imię i nazwisko wypowiedział niemalże z dumą, jednak wydawał się być sympatyczny.
-Oh, Lou przestań się już chwalić. Każdy wie, że jesteś Tomlinson. - loczek wywrócił oczami i podszedł do mnie z olśniewającym uśmiechem, który zapierał dech w piersiach. Każda dziewczyna znajdująca się na moim miejscu pewnie by zemdlała. Ja, jednak jakoś się trzymałam. - Harry Styles, miło mi. - przytaknęłam głową, a Harry uścisnął moją dłoń.
-Niall? - rozległ się głos Lucy. Chłopak odchodził właśnie od lady z tacą, na której stało siedem porcji szarlotki. - No tak, mogłam się spodziewać. - dziewczyna zachichotała, a blondynek posłał jej przepraszający uśmiech.
-Niall Horan. - postawił tacę na stoliku i podał mi dłoń, aby za chwilę przyciągnąć mnie do siebie i mocno przytulić. Po chwili jednak mnie wypuścił, widząc moją zdziwioną minę wszyscy wybuchli śmiechem.
-On tak zawsze? - wyszeptałam. Gromki śmiech ogarnął ich jeszcze raz.
-A ty to? - podeszłam do ostatniego z chłopców.
-Liam Payne. - uścisnął moją, już obolałą dłoń.
Wszyscy zasiedliśmy do stolika i dopiero po chwili dostrzegłam, że przyjaciółka rozgląda się dookoła jakby w poszukiwaniu kogoś. Dopiero po chwili zajarzyłam, że mówiła o pięciu chłopakach, a ja zapoznałam się z czterema.
-Gdzie Zayn? - odezwała się po chwili, jakby zdenerwowana i spięta.
-Mówił, że do nas dojedzie, alee.. - Blondyn nie dokończył, a Lucy przytaknęła głową. Nie wiedziałam kto to Zayn, jednak sądząc po zaniepokojonej Lucy działo się z nim coś niedobrego.
Tego wieczoru dużo się śmialiśmy. Chłopcy okazali się być cudowni i pełni radości. Opowiadali różne kawały i wpadki każdego z nich. Najmniej jednak mówili o Zaynie. Kiedy tylko, któryś z nich zaczynał temat o nim chłopców i Lucy ogarniał smutek. Nie wiedziałam o co chodzi.
-Louis, a pamiętasz jak bałeś się marchewki? - Niall prawie zakrztusił się kolejnym kawałkiem ciasta. Który to już tego wieczoru?
-Niall, on nadal się ich boi. - Harry wybuchł śmiechem i zgiął się w pół, na co Louis zmierzył go zimnym wzrokiem.
-No dobra chłopcy, dajcie spokój Louisowi. Dosyć żartów robiliście dzisiaj z niego. - Lucy uspokoiła całą sytuację, a Lou posłał jej wdzięczny uśmiech. Po chwili rozległ się dźwięk dzwonków i wszyscy skierowali wzrok na drzwi. Mieli nadzieję, że Zayn jeszcze do nas dojedzie i tym razem się nie mylili. Chłopak zbliżał się do nas powolnym krokiem uśmiechając się szelmowsko, jednak kiedy jego oczy spotkały się z moimi jego twarzy pobladła i skamieniała. Zacisnął usta i spuścił wzrok. Ja znieruchomiałam. Jak to możliwe, że to ten sam chłopak, który tamtej nocy dał mi narkotyki?
-Zayn, poznaj Isabellę. - Lucy wydawała się być szczęśliwsza niż wcześniej. Orzechowe tęczówki chłopaka były wpatrzone w moje. Staliśmy tak mierząc się nawzajem wzrokiem. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca słyszą wszyscy w restauracji.
-Cześć. -przełknęłam głośno ślinę. Chłopak skinął głową i zajął miejsce obok Liama, na przeciwko mnie. Wszyscy przyglądali się tej sytuacji, nie wiedząc o co chodzi. Jednak po chwili wszystko wróciło do normy i cała piątak śmiała się i żartowała. Ja jednak, nie miałam jak. Szok zawładnął całym moim ciałem, a Zayn wpatrzony we mnie ze zmartwioną miną nie wiedział co koło niego się dzieję. Ja również. Czy to oznaczało, że ten wieczór miał być najgorszym w moim życiu? Chyba tak. Starałam się jednak przeżyć to jakoś. Co będzie dalej? O tym wolałam nie myśleć. 
_______________________________________________________________________
Cześć wszystkim! Na wstępie chcę Was przeprosić, że dawno nic nie dodawałam. Zaczęłam ten rozdział, jednak w, którymś momencie stanęłam i NIC. Zacięłam się. Straciłam wenę, jednak dzisiaj zabrałam się do jego kończenia. I skończyłam. Nie napisałam nic z  perspektywy Zayna, bo jakoś tak wyszło :) A i ten rozdział jest znacznie krótszy niż poprzedni, jednak postaram się to nadrobić i dodać coś w najbliższych dniach. Coś dłuższego, oczywiście. Dziękuję Wam wszystkim za tak miłe i pozytywne komentarze. Bardzo mnie motywują! Dziękuję, jesteście kochani! Czytajcie i oceniajcie, o nic więcej nie proszę. 
Love You All. xx <3