Staczamy
się na dno, wszystko się w nas zmienia.
A
to, że stoimy w cieniu uzależnienia
zazwyczaj
za późno do nas dociera...
~ONA~
Miałam dość.
Miałam cholernie wszystkiego dość. Chciałam zacząć nowe życie,
od początku. Krok po kroku zmieniać się w inną osobę. Lepszą
osobę. Pełną radości, entuzjazmu, zawsze wesołą. Ja jednak
nadal byłam tą samą Isabellą. Czy coś się we mnie zmieniło?
Doprawdy nic. Nadal sięgałam po narkotyki. Byłam uzależniona. I
teraz o tym wiedziałam. Wiedziałam też ile kosztują i to głównie
na nie przeznaczyłam pieniądze, które wysłał mi ojciec.
Londyn. Jestem tu już prawie miesiąc, a nadal nic się nie
zmieniło. Lucy o niczym nie wiedziała. To nie jej wina. Tej nocy..
Tej okropnej nocy, gdy sięgnęłam po ecstasy całe moje starania
poszły na marne. Właściwie dlaczego po nie sięgnęłam? Dlaczego
wzięłam tą cholerną tabletkę od tego cholernego chłopaka,
którego od tamtej pory nie widziałam. Nie miałam pojęcia
kim był, jak miał na imię. Nic, doprawdy nic o nim nie wiedziałam,
a jednak nie bałam się wziąć od niego tych tabletek. Czy byłam
naiwna? Być może, jednak jakimś cudem chłopak nie okazał się
być kłamcą. Uwierzyłam mu, praktycznie nic o nim nie wiedząc.
Tak, byłam naiwna. I teraz to wiem. Po wróceniu do domu
Victoria od razu wiedziała co jest grane. Rodzice musieli ją przede
mną przestrzec. Ciocia jednak wyglądała na niewzruszoną,
obojętną. Jedyne co mnie w niej zaszokowało to to, że uderzyła
mnie w twarz. Dosłownie.. Jeszcze większym szokiem było dla mnie
to, że nie z powodu narkotyków, a z powodu Lucy. Mojej
kochanej Lucy, która okazała się być lojalną i cudowną
przyjaciółką dla mnie. Oczywiście kazała mi wypieprzać z
jej domu. I tak zrobiłam. Udałam się do pobliskiego hotelu i do
tej pory się w nim znajduję. Dziwne było to, że nie poinformowała
rodziców. Za to byłam jej nawet wdzięczna.
-Ziemia do
Belli.- z rozmyślań wyrwał mnie chichot mojej przyjaciółki.
Tak, Lucy swobodnie mogłam nazwać przyjaciółką.
-Coś nie tak?
- przyglądała mi się z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Nic nie było
'tak' Lucy.
-Nie, wszystko
w porządku. - posłałam jej blady uśmiech. Uspokojona uśmiechnęła
się promiennie.
-O czym to ja
mówiłam. - zamyśliła się na moment. - Ah, tak. Pamiętasz
jak na samym początku naszej znajomości chciałam ci przedstawić
moich przyjaciół? Pokiwałam twierdzącą głową. Lucy
trochę się spięła. Zacisnęła nerwowo wargi, a jej wzrok był
nieobecny.
-Lucy o co
chodzi? - teraz to ja się zaniepokoiłam.
Dziewczyna
spojrzała na mnie swoimi prześlicznymi oczami, w których
malowała się nadzieja i zrozumienie.
-Oni ... oni
nie są zwyczajni.- wymamrotała pod nosem i spuściła wzrok.
-Nie są
zwyczajni? Więc kim są Lucy? - zachichotałam. Przy blondynce mój
dobry nastrój, który niegdyś miałam wracał.
-Oni są
sławni. To sławny zespół składający się z pięciu
niezwykłych chłopaków. Są znani na całym świecie,
najbardziej w Anglii, oczywiście. - tutaj uśmiechnęła się lekko
pod nosem. - One Direction. Nazwa ich zespołu może być dla ciebie
trochę dziwna, ale wytłumaczę ci ją. Są wspaniali. Przekonasz
się, jak ich poznasz.- spojrzała na mnie, czekając na moją
reakcję. Moja Lucy? Moja Lucy przyjaźni się z najsławniejszym
zespołem na świecie?
Pokręciłam
głową z nie dowierzeniem.
-Lucy ... ja.
- patrzyłam w nią jak w obrazek. Dziewczyna nadal czekała na moją
reakcję, nieco zmartwiona. - Ja jestem w szoku! Nigdy nie myślałam,
że ty ... taka zwykła Lucy może przyjaźnić się z gwiazdami.-
uśmiechnęłam się do niej serdecznie, chcąc trochę ją uspokoić.
-Wiesz, czasem
sama temu nie dowierzam.- zapatrzyła się w jeden punkt. Położyłam
dłoń na jej dłoni.
-Jesteś
wyjątkowa, Lucy. - posłałam jej serdeczny uśmiech. Dziewczyna ze
łzami w oczach przytuliła mnie mocno.
***
Nie wiedziałam
jak ubrać się na takie spotkanie. Rozumiem, gdyby to byli normalni
ludzie wystarczyłby zwyczajny T-shirt i jeansy. Jednak zespół,
który znał cały świat, na taką okazję trzeba prezentować
się nieco lepiej. Stałam z rękoma na biodrach wpatrzona w szafę
nie wiedząc co począć. Nie posiadałam eleganckich ubrań. Nie
chodziło o to, że nie mam na nie pieniędzy, po prostu nie lubiłam
ich. Dla mnie liczyła się wygoda, to było najważniejsze. W
zasadzie miałam zachowane pieniądze od ojca. Była to reszta tych,
które wydawałam na narkotyki. Szczerze mówiąc szkoda
mi było ich wydawać, miałam nadzieję, że jeszcze zdobędę
ecstasy. Gdybym tylko spotkała tego czarnowłosego chłopaka. On z
pewnością sprzedał by mi je. Widać było, że jest obeznany w
tych sprawach. Jednak teraz miałam inne problemy na głowie. W co ja
mam się ubrać? Do spotkania zostały mi trzy godziny. Chcąc, czy
nie chcąc musiałam się wybrać na zakupy. Nie mogłam zawieść
Lucy.
Chodziłam po
centrum prawie dwie godziny, jednak nie na marne. W końcu znalazłam
to co było eleganckie, jednocześnie wygodne. Strzał w dziesiąte.
O to mi chodziło. Lekki makijaż i podkręcenie długich włosów
nie zajęło mi zbyt dużo czasu, więc wyrobiłam się na czas i
kiedy Lucy zawitała w drzwiach mojego pokoju byłam już w stu
procentach gotowa. Gotowa by poznać sławnych chłopaków,
gotowa by stawić czoła kolejnym przeciwnościom losu.
-Wyglądasz
ślicznie Bella.- skwitowała i puściła do mnie oczko.
Odwzajemniłam się jej promiennym uśmiechem i razem udałyśmy się
do taksówki. Całą drogę Lucy gadała jak najęta. Nie żeby
mi to przeszkadzało. Właściwie przyzwyczaiłam się do jej
gadatliwości. Gdy wysiadłyśmy z samochodu blondynka zapłaciła
kierowcy i skierowała się w moją stronę. Usiadłam na ławce,
ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Widząc to Lucy
szybko do mnie podbiegła. Potrzebowałam narkotyków, tak jak
studnia potrzebuje wody, jak zapalniczka ognia. Nie chciałam zawieść
Lucy, ale poczułam się źle. Niedobrze. To wszystko mnie
przerastało. Stres i chęć sięgnięcia po ecstasy.
-Wszystko w
porządku? - zaniepokojony głos przyjaciółki sprowadził
mnie na ziemię. Posłałam jej blady uśmiech i podniosłam się z
ławki.
-Tak, chodźmy.
Mieliśmy się
spotkać w hotelu, w którym chłopcy obecnie się znajdowali,
jednak w ostatniej chwili zmienili miejsce spotkania na pobliską
restaurację. Właściwie odpowiadało mi to. Jedząc mogłam nie
myśleć o narkotykach, a może to z głodu było mi niedobrze? Od
rana nic nie jednałam. Od jakiegoś czasu straciłam apetyt, no i na
wadze. To wszystko przez to świństwo. Gdyby nie Rick ... Nigdy nie
zaczęłabym brać. Ale teraz nie chciałam o tym myśleć.
Kiedy weszłyśmy
do restauracji chłopców jeszcze nie było. Nie ma się co
dziwić, zjawiłyśmy się przed czasem. Zdjęłyśmy płaszczyki i
usiadłyśmy do siedmioosobowego stolika. Młody, przystojny kelner
od razu się koło nas zjawił.
-Czym mogę
panią służyć? - zapytał melodyjnym głosem i posłał w naszą
stronę szelmowski uśmiech. Jeżeli próbował z nami
flirtować, to nie miał szans. Ani ja, ani Lucy nie byłyśmy typem
podrywaczki. Miłość przyjdzie sama, nie trzeba się o nią starać.
-Poproszę
wodę. - odpowiedziałam i spuściłam wzrok, bawiąc się kosmykiem
swoich włosów. Zawsze tak robiłam, kiedy się denerwowałam.
-Dla mnie to
samo.- piskliwy głos Lucy bynajmniej rozśmieszył chłopaka, bo
zachichotał pod nosem, obrócił się na pięcie i zniknął
za drewnianą, podłużną ladą. Obie z blondynką spojrzałyśmy na
siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Dobrze, że przynajmniej dobry
humor mnie nie opuszczał.
-Myślisz, że
przyjdą dzisiaj? - zaśmiałam się.
-Tak, wiem są
spóźnialscy. - Lucy westchnęła i pociągnęła łyk wody,
który chwilę przedtem przyniósł nam kelner.
Czekałyśmy na nich już prawie pół godziny. W tym samym
momencie drzwi restauracji się otworzyły ruszając przy tym
dzwoneczkami, które głośno zabrzęczały informując o
nowych gościach. Lucy poruszyła się nerwowo, a ja swój
wzrok skierowałam na wchodzącego osobnika. Pierwszy z nich, uroczy
chłopak o brązowych loczkach. Uśmiechał się do nas promiennie, a
w jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki. Kiedy loczek, bo
takie przezwisko przyszło mi na myśl dla chłopaka w loczkach
ściągał kurtkę w drzwiach ukazał się szatyn. Wyglądał na
starszego od loczka, jednak był równie przystojny co pan
dołeczek. Włosów kolejnego chłopaka nie mogłam określić.
Było obcięty, prawie, że na łyso, jednak to dodawało mu tylko
męskości. Zajął się ściąganiem ciepłem kurtki, kiedy szatyn
uderzył go w rękę. Cała trójka wybuchła śmiechem.
Kolejnym i chyba ostatnim chłopakiem był blondyn. Uroczy blondyn i
chyba jedyny w zespole. Zaróżowione policzki, było widać z
daleka. Cała czwórka podeszła do stolika i po kolei
przywitali się z Lucy.
-A ty musisz
być Isabella. - szatyn pierwszy podał mi dłoń z promiennym
uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech, nieco zawstydzona. - Jestem
Louis. Louis Tomlinson. - swoje imię i nazwisko wypowiedział
niemalże z dumą, jednak wydawał się być sympatyczny.
-Oh, Lou
przestań się już chwalić. Każdy wie, że jesteś Tomlinson. -
loczek wywrócił oczami i podszedł do mnie z olśniewającym
uśmiechem, który zapierał dech w piersiach. Każda
dziewczyna znajdująca się na moim miejscu pewnie by zemdlała. Ja,
jednak jakoś się trzymałam. - Harry Styles, miło mi. -
przytaknęłam głową, a Harry uścisnął moją dłoń.
-Niall? -
rozległ się głos Lucy. Chłopak odchodził właśnie od lady z
tacą, na której stało siedem porcji szarlotki. - No tak,
mogłam się spodziewać. - dziewczyna zachichotała, a blondynek
posłał jej przepraszający uśmiech.
-Niall Horan.
- postawił tacę na stoliku i podał mi dłoń, aby za chwilę
przyciągnąć mnie do siebie i mocno przytulić. Po chwili jednak
mnie wypuścił, widząc moją zdziwioną minę wszyscy wybuchli
śmiechem.
-On tak
zawsze? - wyszeptałam. Gromki śmiech ogarnął ich jeszcze raz.
-A ty to? -
podeszłam do ostatniego z chłopców.
-Liam Payne. -
uścisnął moją, już obolałą dłoń.
Wszyscy
zasiedliśmy do stolika i dopiero po chwili dostrzegłam, że
przyjaciółka rozgląda się dookoła jakby w poszukiwaniu
kogoś. Dopiero po chwili zajarzyłam, że mówiła o pięciu
chłopakach, a ja zapoznałam się z czterema.
-Gdzie Zayn? -
odezwała się po chwili, jakby zdenerwowana i spięta.
-Mówił,
że do nas dojedzie, alee.. - Blondyn nie dokończył, a Lucy
przytaknęła głową. Nie wiedziałam kto to Zayn, jednak sądząc
po zaniepokojonej Lucy działo się z nim coś niedobrego.
Tego wieczoru
dużo się śmialiśmy. Chłopcy okazali się być cudowni i pełni
radości. Opowiadali różne kawały i wpadki każdego z nich.
Najmniej jednak mówili o Zaynie. Kiedy tylko, któryś z
nich zaczynał temat o nim chłopców i Lucy ogarniał smutek.
Nie wiedziałam o co chodzi.
-Louis, a
pamiętasz jak bałeś się marchewki? - Niall prawie zakrztusił się
kolejnym kawałkiem ciasta. Który to już tego wieczoru?
-Niall, on
nadal się ich boi. - Harry wybuchł śmiechem i zgiął się w pół,
na co Louis zmierzył go zimnym wzrokiem.
-No dobra
chłopcy, dajcie spokój Louisowi. Dosyć żartów
robiliście dzisiaj z niego. - Lucy uspokoiła całą sytuację, a
Lou posłał jej wdzięczny uśmiech. Po chwili rozległ się dźwięk
dzwonków i wszyscy skierowali wzrok na drzwi. Mieli nadzieję,
że Zayn jeszcze do nas dojedzie i tym razem się nie mylili. Chłopak
zbliżał się do nas powolnym krokiem uśmiechając się szelmowsko,
jednak kiedy jego oczy spotkały się z moimi jego twarzy pobladła i
skamieniała. Zacisnął usta i spuścił wzrok. Ja znieruchomiałam.
Jak to możliwe, że to ten sam chłopak, który tamtej nocy
dał mi narkotyki?
-Zayn, poznaj
Isabellę. - Lucy wydawała się być szczęśliwsza niż wcześniej.
Orzechowe tęczówki chłopaka były wpatrzone w moje. Staliśmy
tak mierząc się nawzajem wzrokiem. Miałam wrażenie, że bicie
mojego serca słyszą wszyscy w restauracji.
-Cześć.
-przełknęłam głośno ślinę. Chłopak skinął głową i zajął
miejsce obok Liama, na przeciwko mnie. Wszyscy przyglądali się
tej sytuacji, nie wiedząc o co chodzi. Jednak po chwili wszystko
wróciło do normy i cała piątak śmiała się i żartowała.
Ja jednak, nie miałam jak. Szok zawładnął całym moim ciałem, a
Zayn wpatrzony we mnie ze zmartwioną miną nie wiedział co koło
niego się dzieję. Ja również. Czy to oznaczało, że ten
wieczór miał być najgorszym w moim życiu? Chyba tak.
Starałam się jednak przeżyć to jakoś. Co będzie dalej? O tym
wolałam nie myśleć.
_______________________________________________________________________
Cześć wszystkim! Na wstępie chcę Was przeprosić, że dawno nic nie dodawałam. Zaczęłam ten rozdział, jednak w, którymś momencie stanęłam i NIC. Zacięłam się. Straciłam wenę, jednak dzisiaj zabrałam się do jego kończenia. I skończyłam. Nie napisałam nic z perspektywy Zayna, bo jakoś tak wyszło :) A i ten rozdział jest znacznie krótszy niż poprzedni, jednak postaram się to nadrobić i dodać coś w najbliższych dniach. Coś dłuższego, oczywiście. Dziękuję Wam wszystkim za tak miłe i pozytywne komentarze. Bardzo mnie motywują! Dziękuję, jesteście kochani! Czytajcie i oceniajcie, o nic więcej nie proszę.
Love You All. xx <3