piątek, 2 listopada 2012

Dwa


Co jest najśmieszniejsze w ludziach:

Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.

Paulo Coelho
~ONA~

Siedziałam w swoim nowym pokoju z wzrokiem wbitym w widoki za oknem. Nie zdawałam sobie sprawy, że słynny most Tower Bridge może wydawać się tak fascynujący. Kiedy tylko na horyzoncie pojawiał się jakiś statek most się podnosił. Patrzyłam tak na to zdarzenie, aby nie myśleć o niczym. Nie chciałam myśleć co dalej. Co z Rickiem? Nie miałam na to ani siły, ani ochoty. Szczerze mówiąc zaczęło brakować mi narkotyków, a jestem w Londynie od dwóch dni. Nie miałam jednak pojęcia gdzie mogę je dostać. Cały wczorajszy dzień zajęło mi zwiedzanie miasta i zabytków, których było tu naprawdę dużo. Stwierdziłam, że Londyn można zaliczyć do cudownych miast. Dzisiejszy dzień spędziłam w centrum handlowym razem z Victorią. Trzeba przyznać,że dziewczyna naprawdę była obeznana w sprawach mody. Doradzała mi w jakich sklepach lepiej nie kupować, a do jakich warto iść. Doskonale wiedziała, gdzie są przeceny, a gdzie jest cholernie drogo. Zaszalałam jak nigdy i obkupiłam się na całego tracąc przy tym kasę na cały miesiąc. Miałam jednak nadzieję, że ojciec niedługo przeleje mi trochę pieniędzy na konto. Victoria zaprowadziła mnie na uniwersytet, do którego miałam uczęszczać razem z nią. Znała go jak własną kieszeń. Strasznie podziwiałam tą dziewczynę, ponieważ budynek był ogromny.
-O tu jesteś. - Victoria znalazła się przy moim boku wyrywając mnie przy tym z zamyśleń. Naprawdę nie wiedziałam jak znalazła się w moim pokoju. Może wtargnęła do niego bezszelestnie, a może to ja znów zapomniałam o bożym świecie? Ta druga opcja wydawała się być bardziej prawdopodobna. Moje odloty bywały nie do zniesienia, czasami sama miałam ich dosyć.
-Nie miałam czasu zapytać. - uśmiechnęła się lekko pod nosem. Usiadła koło mnie podnosząc kolana pod brodę i zawijając wokół nich długie ręce. - Jak podoba ci się w Londynie?
Chwilę potrwało zanim zdołałam jej odpowiedzieć na to pytanie. Właściwie sama nie byłam pewna. Wolałam jednak nie narzekać na swoje nowe miejsce zamieszkania.
-Londyn jest wspaniały, jednak ciężko mi się przyzwyczaić do tego ciągłego deszczu. - moją twarz wykrzywił grymas. To prawda, nienawidziłam deszczu ani wilgoci. Bałam się myśleć, co będzie zimą kiedy spadnie śnieg.
-Jest październik. To normalne o tej porze roku. - uśmiechnęła się przyjaźnie w moją stronę.
-No, tak. - wymamrotałam pod nosem.
Victoria przypominała mi bardzo moją mamę. Siedząc koło niej czułam jakby to mama zajmowała jej miejsce. Rysy twarzy i rozmieszczenie oczu miała identyczne jak ona. Jednak ona była tysiące kilometrów stąd. Bardzo za nią tęskniłam.
-Więc jutro zaczynasz studia. Boisz się? - zapytała, poważnie.
-Nie. - odparłam stanowczo. -Wiem, że będę miała ciebie przy boku i mam nadzieję, że mi pomożesz. - uśmiechnęłam się blado. Victoria zaśmiała się i pokiwała twierdzącą głową. Dobrze było mieć tak entuzjastyczną osobę obok siebie.
Tej nocy nie spałam za dobrze. Pukanie deszczu o dach nie dawało mi zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, mając nadzieję, że uda mi się zasnąć, jednak nic z tego. Dane mi było wstać o piątej rano i słuchać muzyki na Ipodzie. Godzinę później weszłam pod prysznic i obmyłam swoje ciało letnią wodą, która zawsze działała na mnie kojąco. Umyłam włosy swoim ulubionym waniliowym szamponem. Trochę czasu zajęło zanim je wysuszyłam i doprowadziłam do porządku. Czasami wolałam być łysa niż użerać się z nimi dzień w dzień. Wyszłam z łazienki owinięta fioletowym ręcznikiem. Jak fajnie było mieć własną łazienkę, pomyślałam. Usiadłam na przeciwko drewnianej toaletki i popatrzyłam w lustro. Odbijająca się w niej postać była całkiem ładna, można by nawet rzec, że śliczna. Najbardziej lubiłam w sobie swoje oczy o odcieniu świeżej trawy. Tak, to one najbardziej przykuwały uwagę. Kosmyki lekko falowanych, kasztanowych włosów opadały na moje delikatne ramiona. Czułam się taka krucha, jakbym zaraz miała się rozpaść.
Po zrobieniu lekkiego prawie niewidocznego makijażu i ubraniu się w luźne rzeczy zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie śniadanie.
-Victoria, nie trzeba było. - wymamrotałam wieszając torbę z książkami na krzesło. - Sama bym sobie zrobiła.
-Przestań, Bella. - skarciła mnie. Od kiedy pamiętam tylko ona używała mojego imienia w zdrobnieniu. Reszta wolała Isabellę. - Jesteś taka chudziutka, aż zanadto. - postawiła przede mną talerz z porcją jajek na bekonie i szklankę soku pomarańczowego.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się blado i przystąpiłam do konsumowania pokarmu.
Po wyjściu z domu wsiadłam do nowiutkiego, czarnego volvo. Jak się okazało było to auto Vicotrii, która dostała je dwa tygodnie temu od rodziców na urodziny. Czułam się w nim jak królowa. Silnika samochodu prawie nie było słychać. Pachniało w nim nowością i kwiatami. Cudeńko,a nie samochód.
Nasza droga na uniwersytet trwała zaledwie piętnaście minut. Z jednej strony cieszyłam się, że nie musimy długo jechać, ale z drugiej zadomowiłam się w wygodnym fotelu volvo, więc trudno było mi się z nim rozstać. Ciocia zaparkowała samochód między ekskluzywnym porsche, a równie cudownym mercedesem. Bodajże najnowszym. Nie miałam pojęcia, że na uniwersytet uczęszczają same bogacze. No cóż,dane mi jest się przyzwyczaić.
Po wejściu do budynku trochę zakręciło mi się w głowie. Oczywiście nie chodziło o wystrój wnętrza, ponieważ było on prosty, jednakże klasyczny. Chodziło o długi korytarz, którego końca ciężko było dojrzeć. Po jego bokach widniało mnóstwo drzwi z numerkami. Pewnie były to sale, w których odbywały się wykłady, pomyślałam. Chociaż była dopiero ósma godzina, ponieważ pojawiłyśmy się przed czasem, mnóstwo studentów przedzierało się przez siebie z książkami w rękach. Wykłady bowiem rozpoczynały się od dziewiątej godziny.
-Dzień dobry.- starsza pani zajmująca miejsce za biurkiem w recepcji przywitała nas z serdecznym uśmiechem na twarzy. - W czym mogę pomóc?
-To nowa studentka. Nazywa się Isabella Nelson.- odpowiedziała Victoria bez chwili zastanowienia.
-Ah tak. - kobieta zaczęła przewracać w stercie papierów leżących po jej lewej stronie. - Isabella Nelson? - zapytała nie patrząc na nas. Odparłam coś w stylu Umh, po czym kobieta wyciągnęła jeden z wielu segregatorów stojących na drewnianej, białej półce. Zaczęła przewracać koszulki z dokumentami w środku.
-Mam.- odetchnęła. - Isabella Mary Nelson, lat 19. Z Nowego Jorku? - przy ostatnim zdaniu była lekko zdziwiona.
-Tak, to ja. - zapewniłam ją na co kobieta spojrzała na mnie spod okularów.
-Dobrze Isabello, więc tutaj masz wszystko co powinno być ci potrzebne. - podała mi plik białych kartek. - Pierwsze zajęcia masz w sali nr. 156. Powodzenia. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Próbowałam odwzajemnić jej uśmiech, jednak chyba mi się to nie udało.
Usiadłyśmy na jednej z drewnianych ławek, koło drzwi do sali, w której miałam pierwsze zajęcia.
-Bells, tak naprawdę te papiery do niczego ci się nie przydadzą. - odparła Victoria z pogardą w głosie.
-Ale tutaj mam rozkład zajęć.- zaprotestowałam i schowałam plik dokumentów do czarnej torebki.
-Jak tam chcesz. - westchnęła ze zniecierpliwieniem. -Dobra, ja zmykam na zajęcia. - przytuliła mnie mocno do siebie. - Dasz radę. - uśmiechnęła się życzliwie.
-Mam nadzieję. - westchnęłam.
-Będzie dobrze. - Victorii nie opuszczał dobry humor. Obróciła się na pięcie i zniknęła za ścianą.
Spojrzałam w stronę sali nr. 156. Zebrała się koło niej spora grupa ludzi. Niektórzy pewnie już weszli, reszcie nie spieszyło się tak do edukacji. Postanowiłam być pilną uczennicą i wejść do sali przed czasem. Doprawdy nienawidziłam swojego wrodzonego roztrzepania. Wchodząc do sali drzwi okazały się dla mnie za wąskie, więc jak to nie raz miało u mnie miejsce zahaczyłam ręką o próg, a moja torba upadła na ziemię, przy czym cała jej zawartość rozsypała się po korytarzu. Myślałam, że roztrzepanie przychodziło mi głównie wtedy, kiedy brałam narkotyki, ale teraz stwierdziłam, że to nie wina narkotyków. O tak Isabella. Czas pogodzić się z prawdą, jesteś roztrzepana. Wówczas chciałam zapaść się pod ziemię. Zniknąć stąd, uciekać gdzie pieprz rośnie. Nienawidziłam być w centrum uwagi. Od razu się denerwowałam i robiłam czerwona. Nie lubiłam robić wokół siebie zamieszania, wolałam pozostać szarą myszką. Jednak teraz wzrok wszystkich stojących pod drzwiami skierowany był na mnie i moje jakże niezdarne zbieranie walających się po korytarzu rzeczy z torebki.
-Pomogę ci. - usłyszałam nad sobą piskliwy głosik należący bodajże do dziewczyny. Podniosłam wzrok i ujrzałam prześliczną blondynkę, która uśmiechała się do mnie serdecznie. Moją uwagę od razu przykuły jej oczy. Jakbym widziała w nich morze. Lazurowe, turkusowe odcienie. Coś pięknego.
-Nie, nie dziękuję.- odparłam pospiesznie.- Ta moja niezdarność.- westchnęłam i ze znudzeniem wywróciłam oczami. Blondynka zachichotała pod nosem i podała mi ostatnią już książkę, która wypadła z mojej torebki.
-Ależ to żaden problem. Jesteś tu nowa, prawda? - spojrzała mi prosto w oczy. Malował się w nich troska i entuzjazm.
-Niestety.- westchnęłam. Czułam, że dziewczyna przygląda mi się, jakby chciała widzieć każdą moją reakcję.
-Jestem Lucy. - podała mi dłoń i uśmiechnęła się słodko. Uścisnęłam ją i odwzajemniłam uśmiech. O dziwo przyszło mi to z wielką łatwością. - Chodźmy, wykładowca już przyszedł. - przepuściła mnie pierwszą i skierowałyśmy się do sali. Zajęłam miejsce w piątym rzędzie, a obok mnie spoczęła Lucy. Całe cztery godziny siedziałam spokojnie i próbowałam zapamiętywać to co mówi starszy pan, jednakże siedząca obok mnie dziewczyna po prostu mi na to nie pozwalała. A właśnie teraz rozmawiała przez telefon. Wiedziałam tylko tyle, że z jakimś Niallem. Nie miałam pojęcia, czy jest on jej chłopakiem. Rozejrzałam się po sali i dostrzegłam, że połowa studentów po prostu olewa to co mówi wykładowca. No cóż, ja miałam zacząć tutaj nowe życie. Normalnie też bym go olała, ale czas było zmądrzeć i się zmienić.
-Oh, Niall.- Lucy wybuchła niekontrolowanych śmiechem, a ja wówczas modliłam się by wykładowcy nie puściły nerwy i nie wyprosił nas z sali.
Po skończonych zajęciach udałam się na stołówkę. Towarzyszyła mi Lucy, która okazała się być bardzo sympatyczną, jednak trochę zwariowaną dziewczyną. Miałam jej trochę za złe, że przez nią praktycznie nic nie zapamiętałam z wykładu. Trudno mi było pojąć skąd ta dziewczyna ma w sobie tyle energii i radości.
-Co dzisiaj robisz Bella? - piskliwy głosik mojej nowej koleżanki wyrwał mnie z zamyśleń. Spojrzałam na nią zdezorientowana, ponieważ jako druga w życiu (tuż po Victorii) powiedziała do mnie 'Bella'. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, ponieważ znam ją zaledwie pięć godzin.
-Coś nie tak? - Lucy wydawała się być odrobinę zmieszana. Nie ma się co dziwić, wpatrywałam się w nią jak w obrazek.
-Nie, nie.- odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok zakłopotana. Czułam jak robię się czerwona. Doprawdy nie lubiłam takich sytuacji. - Po prostu nikt, oprócz mojej cioci nie nazywa mnie Bellą. - uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
-Ah tak. - Victoria zachichotała i powróciła do jedzenie pizzy. Polubiłam tą dziewczynę. Nadawała się na moją koleżankę. I to bardzo. Brakowało mi takich osób, przy których nie użalam się nad sobą. Czułam, że właśnie je znalazłam. Oczywiście Vicorię znałam już dawno, ale spędzałyśmy ze sobą mało czasu, a Lucy znałam krótko, jednak chciałam poznać ją lepiej.
-A wracając do twojego pytania.- rozglądnęłam się dookoła. - Nie robię dzisiaj nic konkretnego, oprócz siedzenia w domu na kanapie, przed telewizorem. - zaśmiałam się.
-Oh to się dobrze składa. - odparła Lucy i uśmiechnęła się lekko pod noskiem. - Chciałabym żebyś wybrała się ze mną w pewno miejsce. - spojrzała na mnie tajemniczo.
-Hm. Myślę, że znajdę czas.- posłałam w jej stronę przyjazny uśmiech i razem wyszłyśmy ze stołówki. Próbowałam wyciągnąć od niej coś więcej na temat gdzie mnie dzisiaj zabiera, jednak ona milczała jak zaklęta.
Kiedy znalazłyśmy się na dworze, przed budynkiem wiał chłodny wiatr, więc szczelniej opatuliłam się szalikiem. Usiadłam na ławce czekając na Victorię, a obok mnie spoczęła Lucy. Oczywiście buzia jej się nie zamykała. Opowiadała mi o tym jakich to ma cudownych przyjaciół. Powiedziała również, że zabierze mnie dzisiaj do nich i,że z pewnością ich polubię. Ja, co do tego miałam mieszane myśli. Nie byłam typem człowieka, który łatwo zawiera nowe znajomości.
Jeszcze długo czekałam na Vicorię, jednak ciągle towarzyszyła mi blondynka. Nie miałam pojęcia dlaczego dziewczyna tak bardzo mnie polubiła. Właściwie wszystko zaczęło się od zbierania moich rzeczy z torebki, a później jakoś już samo wszystko się potoczyło. Ważne, że była. Ważne, że nie siedziałam tu sama, ponieważ już dawno bym płakała. Nie chciałam się użalać. Chciałam zacząć od nowa.
Zauważyłam, że ciocia w końcu podchodzi do ławki, na której siedziałam z Lucy. Kątem oka dostrzegłam, że blondynka jakoś dziwnie nabrała powietrza do płuc i napięła wszystkie mięśnie. Już miałam spytać o co chodzi, jednak rudowłosa była zbyt blisko.
-Hej Victoria. - przytuliłam ją mocno do siebie, jednak dziewczyna wydawała się być nieobecna. Kiedy odsunęłam się od niej i spojrzałam na jej twarz widziałam pogardę. Jej oczy były skierowane na Lucy. Szczerze mówiąc zignorowałam to.- Chciałabym ci kogoś przedstawić.- kontynuowałam uśmiechając się szeroko. Miałam nadzieję, że dziewczyny się zaprzyjaźnią. Bardzo by mi na tym zależało. Blondynka podniosła się z ławki i z przerażeniem na twarzy świdrowała rudowłosą wzrokiem.
-Witaj Lucy. - w głosie cioci dało się słyszeć drwinę. Spojrzałam na nie, ale one wydawały się nie widzieć nic poza sobą. Obie mierzyły się wzrokiem, jakby gotowe zabić. W tym momencie zgłupiałam. Czy one się znają?
-To wy się znacie?- zapytałam zdezorientowana. Lucy przeniosła swój wzrok na mnie. Jej twarz była otwartą księgą. Emocje nią szastały na prawo i lewo. Ból? Przerażenie? Żal? Nie miałam pojęcia co tu jest grane, ale bynajmniej Lucy nie była zachwycona ze spotkania z Victorią.
-Bella, muszę już iść. - blondynka wydukała pospiesznie, chwyciła za torbę leżącą na ławce i biegiem ruszyła w stronę wyjściowej bramy.
Nie mam pojęci co w nie wstąpiło, ale wydawały się nie lubić. Patrzyłam tępo w miejsce, w którym Lucy jeszcze przed chwilą stała i zrobiło mi się przykro. Poczułam, że serce mnie zakłuło i drugi raz od kiedy tu jestem brakuje mi narkotyków. Ruszyłam przed siebie, a właściwie pobiegłam. Chciałam jak najszybciej je zdobyć. Krzyki i nawoływania ze strony Victorii wcale mnie nie zatrzymały. Nawet jeżeli miałaby zadzwonić do rodziców, nie robiło na mnie wrażenia. Ja po prostu chciałam żeby było dobrze, a jak zwykle coś spieprzyłam. Nie miałam numeru do Lucy. Nie mogłam się z nią skontaktować. Chciałam zapytać, dowiedzieć się o co chodziło. Dlaczego raptem posmutniała?
Kierowałam się chyba w najbardziej ponurą okolicę Londynu, o której opowiadała mi Victoria. To właśnie tu można było dostać narkotyki, zioło i różne inne używki, które sprawiają, że życie staję się lepsze. Ale czy na pewno? Moje życie było nie do opisania. Właściwie nie miałam nikogo. Nikogo komu mogłabym się zwierzyć. Poczułam, że Lucy mogłaby być takim kimś, ale teraz ją straciłam.



~ON~

-Zayn! - usłyszałem skrzypnięcie drzwi, a chwilę potem szczupłą postać blondynki. Kogo, jak kogo, ale jej w życiu bym się tu nie spodziewał. Dopiero po chwili dostrzegłem w jakim jest stanie. Podpuchnięte, czerwone oczy i rozmazany tusz. Do tego przygnębiona mina, smutek i żal malujący się na jej twarzy. Widać było, że ból rozrywa ją od środka. Lucy usiadła koło mnie i zgięła w pół starając się powstrzymać płacz.
-Co się stało? Lucy? - przykucnąłem koło niej kładąc dłonie na jej zimnych dłoniach.
Nie odpowiedziała od razu. Zanosiła się płaczem, jakby starała się coś powiedzieć, jednak nie mogła. Słony płyn strumieniem opadał na moje, jak i jej dłonie.
-Lucy co jest do cholery?! - wydarłem się i potrząsnąłem nią, chyba za mocno, bo syknęła z bólu. Odskoczyłem od niej jak oparzony i spróbowałem się uspokoić. Wcześniej wziąłem dwie tabletki. Tyle wystarczy żeby zacząć świrować. Zacisnąłem pięści i usiadłem na sofie, na przeciwko Lucy.
-Przepraszam. - wydukałem cicho, jednak dziewczyna to usłyszała i uniosła głowę ku górze. - Powiesz mi o co chodzi? - spytałem łagodnym już głosem.
Widać było, że Lucy pomału się uspokaja.
-Zayn .... widziałam ją. - wyszeptała,a z jej piersi wydarł się szloch. Doskonale wiedziałem o kogo chodzi. Victoria. To ona pół roku temu pobiła Lucy tak, że ta leżała trzy tygodnie w szpitalu. Miała ciężkie urazy czaszki, wstrząśnienie mózgu i kilka złamań. Do dzisiaj nie wiem o co poszło, jednak dziewczyna od tamtej pory boi się rudowłosej. Wiedziałem jednak, że Victoria nie zrobiła tego sama. Były z nią inne, równie podłe dziewczyny. Znałem Victorię, ponieważ przyjaźniła się z Lucy i naprawdę nie myślałem, że ruda panna byłaby zdolna do czegoś takiego. Z opowiadań przyjaciółki wywnioskowałem tylko tyle, że stała się dla niej podła wtedy, kiedy dowiedziała się, że ta przyjaźni się z nami. Czyli z One Direction. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego.
-Coś ci zrobiła? Wyzwała? - zapytałem nieco zaniepokojony. Jeżeli ten rudzielec zrobił coś Lucy, byłbym gotów ją ...
-Nie, Zayn. - odparła nieco spokojniej niż wcześniej. - Nie chodzi o to, czy coś mi zrobiła, bo gdyby nawet, wcale bym się tym nie przejęła.
-To absurd! Dziewczyna cię biła, a ty nic z tym nie zrobiłaś! Lucy, jak tak można?! - wydarłem się z wyrzutem tak, że blondynka podskoczyła. Na jej twarzy zawitał grymas.
-Poznałam jej siostrzenicę. Bellę.- westchnęła,a w jej oczach zabłysły łzy. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. - Naprawdę cudowna dziewczyna. Chciałam się z nią zaprzyjaźnić. Znaleźć w końcu przyjaciółkę. Taką od serca. Do powierzania sekretów, do zwierzania się. Chciałam żeby tylko była. - po jej delikatnym policzku spłynęła łza, jednak ona sama była opanowana. Nie wybuchła płaczem. - Oczywiście wy jesteście moimi przyjaciółmi. Kocham was jak braci.- ostatnie słowa wyszeptała. Wiedziałem co to znaczy, jednak nie chciałem teraz o tym myśleć. - Ale chciałabym mieć przyjaciółkę, taką jak siostrę. Chciałam żeby była. Żeby po prostu była..- tutaj głos się jej załamał i Lucy wybuchła płaczem. Właściwie dławiła się własnymi łzami. Usiadłem koło niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Czułem, że ona tego potrzebuje. Jako przyjaciel nie sprawdzałem się chyba najgorzej.
-Ale najgorsze jest to, że to jej ciocia. Victoria to jej ciocia! I ona rozmawiała z nią normalnie, jak gdyby nigdy nic. Czy nie wiedziała co ona mi zrobiła? - jej słowa. Słowa z bólem i żalem w głosie były dla mnie jak cios. Jakbym to ja znalazł się w jej sytuacji. Lucy miała nadzieje, że w końcu znajdzie przyjaciółkę. Wszystko legło w gruzach przez Victorię.
-Gdzie można znaleźć tą Bellę? -blondynka momentalnie uniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi smutnymi oczami.
-Co chcesz zrobić Zayn?- jej głos zadrżał odrobinę.
-Chciałbym z nią poroz..
-Nie! - wykrzyknęła i zerwała się z łóżka. - To nie najlepszy pomysł. Pamiętasz jak ostatnim razem wyszło?
-Oczywiście, że pamiętam. Próbowałem z nią tylko porozmawiać,a ona rzuciła się na mnie ze szponami. - na samą myśl o tym na mojej twarzy zawitał grymas. - Nie wiedziałem,że jest fanką One Direction i, że to mnie z całej piątki lubi najbardziej. - westchnąłem. - Więc co chcesz zrobić?
-Sama nie wiem ... - usiadła zrezygnowana. - Najlepiej o niej zapomnę. - pociągnęła nosem,a na jej policzku pojawiła się łza. Który to już dzisiaj raz?
Nie miałem pojęcia co mam wówczas zrobić. Nie pozwalała mi z nią porozmawiać, nie pozwalała sobie pomóc. Cała Lucy. Wiecznie chowała się z problemami i trzymała je wyłącznie dla siebie. Dlaczego taka była? Tego nie wiedzieliśmy nawet my – jej przyjaciele. Czasem trudno było mi ją rozgryźć, więc czasem po prostu poddawałem się. Nie miałem jednak zamiaru poddać się i tym razem.
-Lucy proszę, daj sobie pomóc.- skierowałem się w jej stronę wręcz błagalnie. Miałem dosyć patrzenia jak cierpi. To było nie do zniesienia. Zdawało mi się, że to ja to przechodzę. Razem z nią. Zrobiło mi się strasznie duszno, zaczęło brakować powietrza, a żołądek podszedł do gardła. Czułem,że tabletki przestają działać. Zawsze tak się działo, gdy brałem ich więcej. Tylko dlaczego w takiej chwili? Obiecałem sobie, że nikt się o tym nie dowie. W duszy wiedziałem, że jestem uzależniony. Czy jest coś w stanie mnie od nich odciągnąć? Tego nie wiedziałem, jednak szanse na to były znikome.
-Przepraszam cię na chwilę.- zerwałem się z sofy i wbiegłem do łazienki. Wyciągnąłem z kieszeni pudełko z tabletkami. Spostrzegłem, że nie ma w nim ani jednej. Oparłem się o ścianę, a chwilę potem osunąłem na ziemię. Nie, nie to nie może być prawda.
-Zayn? - przez drewniane drzwi od łazienki, dobijał się zaniepokojony głos Lucy. -Zayn wszystko w porządku?
-Tak, tak. - krzyknąłem i poderwałem się z miejsca. Lekko się zachwiałem, jednak zignorowałem to. Nacisnąłem klamkę i wybiegłem z łazienki. - Muszę gdzieś szybko pójść.- odparłem ubierając kurtkę. Do jej kieszeni wsadziłem plik pieniędzy, blondynka tego nie widziała. Spojrzałem na Lucy. Na jej twarzy malowało się przerażenie. Znowu ją zawiodłem. Kolejny raz to samo.- Przepraszam. - wyszeptałem i wybiegłem z domu. Czułem, że do oczu napływają mi łzy, które chwilę potem spływały po policzku. Przyczyniły się do tego ogromne wyrzuty sumienia i zimny wiatr , który owiewał moją twarz mroźnym powietrzem. Biegłem ile tylko sił w nogach. Wiedziałem dokąd mam się udać. Ta okolica nie należała do najprzyjemniejszych, jednak tylko tam mogłem dostać narkotyki.
Mijałem mnóstwo ludzi, którzy w porównaniu do mnie raczej byli szczęśliwi. Ja właśnie biegłem po swój środek na szczęście i wcale nie była to druga osoba, rodzina czy przyjaciele. Wszyscy mnie opuścili. Nie miałem nikogo. A może to ja się od nich odwróciłem? Nie mogłem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Było one dla mnie zbyt trudne, nie potrafiłem jego przetrawić. Wydawało mi się bez sensu, jak cały mój świat. Jak całe moje życie.
-Ej ty, uważaj jak chodzisz. - z rozmyślań wyrwał mnie niski głos jakiegoś mięśniaka. Zignorowałem go i szedłem dalej przed siebie. Dopiero po chwili dostrzegłem, że jestem już na miejscu. Szaro, ponuro, mrocznie. To te słowa najbardziej oddawały nastrój jaki tu panował. Wszystko było takie brzydkie, ohydne. Ciemne kolory domów robiły te miejsce jeszcze bardziej odrażającym niż było.
Już miałem podejść do jednego z domów, w którym ostatnim razem kupowałem narkotyki, kiedy usłyszałem szloch. Nie wiedziałem skąd on dochodzi, jednak wiedziałem,że należy do dziewczyny. Było go wyraźnie słychać, ponieważ było tu strasznie cicho. Cofnąłem się kilka kroków i za rogiem dostrzegłem postać, która siedziała pod murkiem zwinięta w kłębek. Chwilę trwało zanim rozważyłem, czy podejść to ów osoby. Umysł nakazywał iść po tabletki, jednak serce i nogi prowadziły mnie do dziewczyny. Posłuchałem serca i podszedłem do niej.
Podniosła głowę, pewnie słysząc moje kroki, ale tylko na moment. Za chwilę ułożyła ją z powrotem na kolanach i zaniosła się płaczem.
-Idź sobie. - tyle dało się usłyszeć z jej szlochu. Mówiła coś jeszcze, chyba jakieś przekleństwa, jednak tego dokładnie nie usłyszałem.
Stałem tak nad nią zaciskając ręce w pięści i nie wiedząc co robić. Czy musi tak być? Czy muszę zawodzić wszystkie bliskie mi osoby? Tak, może tej dziewczyny nie znałem jednak coś mi podpowiadało, że nie powinienem jej zawiść. Była tu, płakała. Na pewno nie ze szczęścia.
-Chcę ci pomóc.- wymamrotałem w końcu. Dziewczyna poruszyła się nerwowo i powróciła do płaczu.
-Mnie się nie da pomóc. Idź sobie. - odparła zachrypniętym głosem. Nie chciałem jej niepokoić więc się cofnąłem. Po chwili usłyszałem cichy szmer za sobą. Obróciłem się i zobaczyłem, że dziewczyna podpiera się na rękach i unosi ku górze. Przez ciemność jaka panowała dookoła nie widać było jej twarzy.
-Co tutaj robisz? - brnąłem nie wiadomo w co. Nie wiedziałem po co zadałem to pytanie. Przecież jej nie znasz. Nie wiesz kim ona jest. I co cię obchodzi, co ona tutaj robi?
-Nic- żąchneła i przeszła koło mnie obojętnie. Stanęła w świetle, które padało z jedynej chyba lampy na tym ( jeżeli można to tak nazwać) osiedlu i rozglądała się dookoła. Wydawała się być zagubiona. Podszedłem bliżej niej i dostrzegłem, że jej oczy są o przepięknym kolorze. Zieleń, świeża trawa. Jakby dopiero co ożyła. Dość długie, brązowe włosy opadały na jej ramiona, które nie były niczym okryte. Czy ona nie czuła zimna? Byłem w ciepłej kurtce, a i tak je czułem, a ona .. ona w koszulce, która odkrywała połowę jej ciała.
-Naprawdę nie potrzebujesz pomocy?
-Nie.- odparła stanowczo nawet na mnie nie zerkając. Nie pozostawało mi nic innego jak iść tam gdzie miałem zamiar od początku. Po narkotyki. Czułem się bowiem jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie miałem siły na dalszą rozmowę z dziewczyną, jeżeli można to tak nazwać. Wszedłem po kilku schodkach i stanąłem na przeciwko drzwi, które bodajże miały być białe. Zapukałem i usłyszałem ciche odgłosy dochodzące zza drzwi, a moim oczom ukazał się ten sam tęgi mężczyzna, od którego kupiłem je ostatnio.
-Czego? - wydawał się być złowrogo nastawiony. Dopiero po chwili dostrzegłem,że w jednej dłoni trzyma pistolet. Odskoczyłem jak oparzony.
-Chciałem tylko zapytać czy ma pan towar. - wydukałem w końcu. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem i dopiero po chwili w jego oczach zaczęły tańczyć malutkie iskierki.
-Mam.- jego twarz wykrzywił grymas. Za chwilę zniknął za ścianą. Mogłem się tylko domyślać, że poszedł po tabletki. Obróciłem się za siebie, aby sprawdzić gdzie podziała się brunetka. Stała oparta o ścianę przyglądając się tej całej sytuacji.
-Tyle ile zawsze. - wymamrotał i podał jakże znane mi czarne pudełko. Od razu je otworzyłem w celu sprawdzenia czy są one w środku. Kiedy tylko zauważyłem osiem białych, małych tabletek wyciągnąłem z kieszeni plik pieniędzy i wręczyłem je mężczyźnie. Nawet się z nim nie żegnając zbiegłem ze schodów i ruszyłem przed siebie.
-Zaczekaj! -usłyszałem za sobą głos brunetki. Odwróciłem się powoli i dostrzegłem, że do mnie podchodzi. -Co to jest? - głową wskazała na trzymane przeze mnie pudełko.
-Nic takiego. - wymamrotałem i obróciłem się na pięcie. Nie chciałem żeby się o tym dowiedziała. Nie chciałem by ktokolwiek o tym wiedział. Nikt, poza mną.
-Czy to są ecstasy? - zatrzymałem się i napiąłem wszystkie mięśnie. Nie to nie możliwe, skąd wiedziała? Podszedłem do niej nerwowym krokiem. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Była spokojna i opanowana. Cała złość, nerwy odparowały.
-Skąd wiesz? - wycedziłem przez zęby. Teraz to ja byłem wkurzony. I to bardzo wkurzony.
-Chciałam je kupić, ale ... ale okazało się, że są droższe niż myślałam.- westchnęła. Przyjrzałem się jej bliżej. Duże, lekko różowe usta, zaróżowione policzki, mały nosek i te zielone tęczówki. Nawet z rozmazanym tuszem i przekrwionymi od płaczu oczami wyglądała ślicznie.
-Możesz mi jedną sprzedać? Błagam cię tylko jedną. - zrobiła kilka kroków ku mnie. Jej mina była wręcz błagalna. Nie mogłem odmówić. Te oczy wpatrywały się we mnie z taką prośbą. Tak bardzo pragnęła..
-Niech ci będzie. -odparłem po chwili bez żadnych emocji. - Nie musisz płacić. Masz. - wyciągnąłem z pudełka jedną tabletkę i wręczyłem ją dziewczynie, która bez żadnych wahań ją wzięła, a właściwie wyrwała.
-Bardzo ci dziękuję.- wyszeptała, a po jej policzku spłynęła łza. Widać było, że już nie daje rady. Ja w porównaniu do niej jakoś się trzymałem. Obróciła się na pięcie i zniknęła za ścianą. Chciałem ją zatrzymać jednak nie potrafiłem. Wszystkie mięśnie w moim organizmie zamarły. Nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem tępo na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą widziałem szczupłą brunetkę. Odeszła. Pozwoliłem jej odejść. Z narkotykami, w samej koszulce. Zawiodłem siebie. Zawiodłem ją. Zawiodłem Lucy. Kogo jeszcze miałem zawieść dzisiaj? 
______________________________________________________________
Cześć kochani! Na początku chciałabym podziękować za tak miłe komentarze. Naprawdę nie spodziewałam się 'aż' tylu. Tak, to dla mnie bardzo dużo. Jesteście wspaniali. 
Co do rozdziału..Jest o wiele dłuższy od poprzedniego, wiem. Jednak nie wiedziałam, w którym momencie go zakończyć, a do głowy cisnęły mi się rozmaite pomysły, które tu zawarłam. Trochę namieszałam, ale od następnego rozdziału wszystko jakoś postaram się ułożyć. W tym nie było reszty chłopaków z  1D. Jakoś tak nie było mi teraz w głowię ich dodać. Wolałam skupić się na Zaynie, Isabelli i Lucy. Myślę jednak, że pomimo tego małego zamieszania rozdział nie wyszedł najgorzej i da się go przełknąć :) 
Bardzo zależy mi na Waszej opinii :) 
Ostatnio straciłam wenę, więc rozdziały są takie jakie są.  

 Polecam! 


 Love You All xx <3 

17 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział ! Dopiero dzisiaj dowiedziałam się o istnieniu tego bloga i nie żałuję. Jestem po prostu zachwycona <3 Czekam na NN i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuśku! Naprawdę cudowny blog i opowiadanie! Bardzo mi się podoba! :)

    + zapraszam do mnie na nowość! :)
    http://secretlifevictorie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam że dopiero teraz, ale tak jakoś mi z głowy wyleciało ;c
    Twój blog jest boski, a opowiadanie jeszcze lepsze ;D coś czuję że będę wpadać częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, podoba mi się.
    Ciekawie się zaczyna.
    No i z niecierpliwością czekam następny rozdział.:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Tyle chyba jestem tylko w stanie powiedzieć po przeczytaniu tego rozdziału.
    Moment kiedy opisywałaś spotkanie Malika z zielonooką.. Geniusz sam w sobie!
    Poczułam się wtedy tak jakbym to ja była na jego miejscu i rozmiawiała z osobą na głodzie. Jak niby tracisz wene? Kochana, twoja historia jest tak cudowna, nawet nie wiesz jak bardzo. Tak, slodze, ale jak inaczej mogę to opisać?
    Z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału!:)

    +zgodnie z prośbą informuję o nowym rozdziale :) scars-future.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co powiedzieć... Przeglądałam blogi i natrafiłam na linka do twojego. Na początku myślałam że to będzie takie zwykłe opowiadanie jak każde inne, ale się pomyliłam.
    Nie wiem co ci powiedzieć jestem pod ogromnym wrażeniem. Genialnie dobierasz słowa, wg tak lekko piszesz. Genialne po prostu genialne nie da się tego inaczej opisać.
    Życzę weny :))

    OdpowiedzUsuń
  7. super piszesz <3 !! wpadniesz? http://whatmakesyoubeautifuul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. http://swag-love-and-you.blogspot.com/2012/11/rozdzia-6.html?spref=tw I KOLEJNY DZIŚ ROZDZIAŁ, OCZAMI LEXI! ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA! - LEXI <3

    OdpowiedzUsuń
  9. widziałam ten cytat paulo coehlo już wcześniej, w pełni się z nim zgadzam, ale nie będę się rozpisywać na ten temat xd
    piszesz dobrze :)
    przy okazji zapraszam do siebie CLOSEDINDREAMS.BLOGSPOT.COM
    nowy rozdział, mam nadzieję, że zajrzysz i wyrazisz swoje zdanie, liczy się dla mnie twoja opinia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. wciąż czekam na kolejny rozdział :D http://swag-love-and-you.blogspot.com/2012/11/rozdzia-8.html?spref=tw SĄ 2 NOWYE ROZDZIAŁY! ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA. - LEXI <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam na nowy rozdział u mnie na blogu.
    Liczę na zostawiony ślad po sobie, to naprawdę dla mnie ważne.

    http://timeforustobecomeone.blogspot.com/2012/11/12-tell-me-when-you-hear-my-silence.html

    :)

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo fany rozdział :D
    pozwolisz, że uzupełnię swój komentarz później? bo chwilowo nie mam do tego głowy :C
    tymczasem zapraszam cię na nowy rozdział u mnie C:
    www.crazyidiotsonedirection.blogspot.com
    www.w-jednym-kierunku.blogspot.com
    pozdrawiam
    ~sam c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. więc uzupełniam :3
      zacznę od tego, że gdy tylko dorwę się do laptopa to zaobserwuje twój blog.
      niesamowicie mnie wciągnął, kolejny z zaskakującą i orginalną fabułą .
      wciągający styl pisania, polubiłam głównych bohaterów.
      w głowie już układami sobie plan jak się dalej potoczą losy dziewczyny.
      będę tu stałym bywalcem, bądź pewna :33
      pozdrawiam
      ~sam c:

      Usuń
  13. Bożee Malik <3 mam zgon *.*
    Ubóstwiam ^^
    Bedę tu teraz często zaglądała ;D
    P.S. odwiedź http://look-i-love-you.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział - Magdaa.

    OdpowiedzUsuń
  14. "-Jesteś na mnie zła?
    Nic nie odpowiedziałam, tylko z łóżka zabrałam króliki, które schowałam do klatki. Powróciłam na swoje miejsce i spojrzałam na ręce Nialla, w których trzymał miskę z żelkami.
    -Przyniosłem żelki- dodał, przekonując mnie do tego bym nie była już zła [...]" jeśli chcesz dowiedzieć się dlaczego Jenny jest zła na Nicka to wejdź na bloga http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/ gdzie właśnie pojawił się nowy rozdział. Przepraszam za spam i miłej niedzieli życzę ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Biste, Biste. Wszyscy piszą w komentarzach linki do swojich blogów... JA do niczego nei zmuszam, chcesz to wejdziesz, nei to trudno się mówi you-re-perfect-to-me.blogspot.com
    Trzymaj się, czekam na numer TRZY ;)

    OdpowiedzUsuń