Co
jest najśmieszniejsze w ludziach:
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
Paulo
Coelho
~ONA~
Siedziałam w
swoim nowym pokoju z wzrokiem wbitym w widoki za oknem. Nie zdawałam
sobie sprawy, że słynny most Tower Bridge może wydawać się tak
fascynujący. Kiedy tylko na horyzoncie pojawiał się jakiś statek
most się podnosił. Patrzyłam tak na to zdarzenie, aby nie myśleć
o niczym. Nie chciałam myśleć co dalej. Co z Rickiem? Nie miałam
na to ani siły, ani ochoty. Szczerze mówiąc zaczęło
brakować mi narkotyków, a jestem w Londynie od dwóch
dni. Nie miałam jednak pojęcia gdzie mogę je dostać. Cały
wczorajszy dzień zajęło mi zwiedzanie miasta i zabytków,
których było tu naprawdę dużo. Stwierdziłam, że Londyn
można zaliczyć do cudownych miast. Dzisiejszy dzień spędziłam w
centrum handlowym razem z Victorią. Trzeba przyznać,że dziewczyna
naprawdę była obeznana w sprawach mody. Doradzała mi w jakich
sklepach lepiej nie kupować, a do jakich warto iść. Doskonale
wiedziała, gdzie są przeceny, a gdzie jest cholernie drogo.
Zaszalałam jak nigdy i obkupiłam się na całego tracąc przy tym
kasę na cały miesiąc. Miałam jednak nadzieję, że ojciec
niedługo przeleje mi trochę pieniędzy na konto. Victoria
zaprowadziła mnie na uniwersytet, do którego miałam
uczęszczać razem z nią. Znała go jak własną kieszeń. Strasznie
podziwiałam tą dziewczynę, ponieważ budynek był ogromny.
-O tu jesteś.
- Victoria znalazła się przy moim boku wyrywając mnie przy tym z
zamyśleń. Naprawdę nie wiedziałam jak znalazła się w moim
pokoju. Może wtargnęła do niego bezszelestnie, a może to ja znów
zapomniałam o bożym świecie? Ta druga opcja wydawała się być
bardziej prawdopodobna. Moje odloty bywały nie do zniesienia,
czasami sama miałam ich dosyć.
-Nie miałam
czasu zapytać. - uśmiechnęła się lekko pod nosem. Usiadła koło
mnie podnosząc kolana pod brodę i zawijając wokół nich
długie ręce. - Jak podoba ci się w Londynie?
Chwilę
potrwało zanim zdołałam jej odpowiedzieć na to pytanie. Właściwie
sama nie byłam pewna. Wolałam jednak nie narzekać na swoje nowe
miejsce zamieszkania.
-Londyn jest
wspaniały, jednak ciężko mi się przyzwyczaić do tego ciągłego
deszczu. - moją twarz wykrzywił grymas. To prawda, nienawidziłam
deszczu ani wilgoci. Bałam się myśleć, co będzie zimą kiedy
spadnie śnieg.
-Jest
październik. To normalne o tej porze roku. - uśmiechnęła się
przyjaźnie w moją stronę.
-No, tak. -
wymamrotałam pod nosem.
Victoria
przypominała mi bardzo moją mamę. Siedząc koło niej czułam
jakby to mama zajmowała jej miejsce. Rysy twarzy i rozmieszczenie
oczu miała identyczne jak ona. Jednak ona była tysiące kilometrów
stąd. Bardzo za nią tęskniłam.
-Więc jutro
zaczynasz studia. Boisz się? - zapytała, poważnie.
-Nie. -
odparłam stanowczo. -Wiem, że będę miała ciebie przy boku i mam
nadzieję, że mi pomożesz. - uśmiechnęłam się blado. Victoria
zaśmiała się i pokiwała twierdzącą głową. Dobrze było mieć
tak entuzjastyczną osobę obok siebie.
Tej nocy nie
spałam za dobrze. Pukanie deszczu o dach nie dawało mi zasnąć.
Przewracałam się z boku na bok, mając nadzieję, że uda mi się
zasnąć, jednak nic z tego. Dane mi było wstać o piątej rano i
słuchać muzyki na Ipodzie. Godzinę później weszłam pod
prysznic i obmyłam swoje ciało letnią wodą, która zawsze
działała na mnie kojąco. Umyłam włosy swoim ulubionym waniliowym
szamponem. Trochę czasu zajęło zanim je wysuszyłam i
doprowadziłam do porządku. Czasami wolałam być łysa niż użerać
się z nimi dzień w dzień. Wyszłam z łazienki owinięta
fioletowym ręcznikiem. Jak fajnie było mieć własną łazienkę,
pomyślałam. Usiadłam na przeciwko drewnianej toaletki i
popatrzyłam w lustro. Odbijająca się w niej postać była całkiem
ładna, można by nawet rzec, że śliczna. Najbardziej lubiłam w
sobie swoje oczy o odcieniu świeżej trawy. Tak, to one najbardziej
przykuwały uwagę. Kosmyki lekko falowanych, kasztanowych włosów
opadały na moje delikatne ramiona. Czułam się taka krucha, jakbym
zaraz miała się rozpaść.
Po zrobieniu
lekkiego prawie niewidocznego makijażu i ubraniu się w luźne
rzeczy zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie śniadanie.
-Victoria, nie
trzeba było. - wymamrotałam wieszając torbę z książkami na
krzesło. - Sama bym sobie zrobiła.
-Przestań,
Bella. - skarciła mnie. Od kiedy pamiętam tylko ona używała
mojego imienia w zdrobnieniu. Reszta wolała Isabellę. - Jesteś
taka chudziutka, aż zanadto. - postawiła przede mną talerz z
porcją jajek na bekonie i szklankę soku pomarańczowego.
-Dzięki. -
uśmiechnęłam się blado i przystąpiłam do konsumowania pokarmu.
Po wyjściu z
domu wsiadłam do nowiutkiego, czarnego volvo. Jak się okazało było
to auto Vicotrii, która dostała je dwa tygodnie temu od
rodziców na urodziny. Czułam się w nim jak królowa.
Silnika samochodu prawie nie było słychać. Pachniało w nim
nowością i kwiatami. Cudeńko,a nie samochód.
Nasza droga na
uniwersytet trwała zaledwie piętnaście minut. Z jednej strony
cieszyłam się, że nie musimy długo jechać, ale z drugiej
zadomowiłam się w wygodnym fotelu volvo, więc trudno było mi się
z nim rozstać. Ciocia zaparkowała samochód między
ekskluzywnym porsche, a równie cudownym mercedesem. Bodajże
najnowszym. Nie miałam pojęcia, że na uniwersytet uczęszczają
same bogacze. No cóż,dane mi jest się przyzwyczaić.
Po wejściu do
budynku trochę zakręciło mi się w głowie. Oczywiście nie
chodziło o wystrój wnętrza, ponieważ było on prosty,
jednakże klasyczny. Chodziło o długi korytarz, którego
końca ciężko było dojrzeć. Po jego bokach widniało mnóstwo
drzwi z numerkami. Pewnie były to sale, w których odbywały
się wykłady, pomyślałam. Chociaż była dopiero ósma
godzina, ponieważ pojawiłyśmy się przed czasem, mnóstwo
studentów przedzierało się przez siebie z książkami w
rękach. Wykłady bowiem rozpoczynały się od dziewiątej godziny.
-Dzień
dobry.- starsza pani zajmująca miejsce za biurkiem w recepcji
przywitała nas z serdecznym uśmiechem na twarzy. - W czym mogę
pomóc?
-To nowa
studentka. Nazywa się Isabella Nelson.- odpowiedziała Victoria bez
chwili zastanowienia.
-Ah tak. -
kobieta zaczęła przewracać w stercie papierów leżących po
jej lewej stronie. - Isabella Nelson? - zapytała nie patrząc na
nas. Odparłam coś w stylu Umh, po czym kobieta wyciągnęła jeden
z wielu segregatorów stojących na drewnianej, białej półce.
Zaczęła przewracać koszulki z dokumentami w środku.
-Mam.-
odetchnęła. - Isabella Mary Nelson, lat 19. Z Nowego Jorku? - przy
ostatnim zdaniu była lekko zdziwiona.
-Tak, to ja. -
zapewniłam ją na co kobieta spojrzała na mnie spod okularów.
-Dobrze
Isabello, więc tutaj masz wszystko co powinno być ci potrzebne. -
podała mi plik białych kartek. - Pierwsze zajęcia masz w sali nr.
156. Powodzenia. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Próbowałam
odwzajemnić jej uśmiech, jednak chyba mi się to nie udało.
Usiadłyśmy na
jednej z drewnianych ławek, koło drzwi do sali, w której
miałam pierwsze zajęcia.
-Bells, tak
naprawdę te papiery do niczego ci się nie przydadzą. - odparła
Victoria z pogardą w głosie.
-Ale tutaj mam
rozkład zajęć.- zaprotestowałam i schowałam plik dokumentów
do czarnej torebki.
-Jak tam
chcesz. - westchnęła ze zniecierpliwieniem. -Dobra, ja zmykam na
zajęcia. - przytuliła mnie mocno do siebie. - Dasz radę. -
uśmiechnęła się życzliwie.
-Mam nadzieję.
- westchnęłam.
-Będzie
dobrze. - Victorii nie opuszczał dobry humor. Obróciła się
na pięcie i zniknęła za ścianą.
Spojrzałam w
stronę sali nr. 156. Zebrała się koło niej spora grupa ludzi.
Niektórzy pewnie już weszli, reszcie nie spieszyło się tak
do edukacji. Postanowiłam być pilną uczennicą i wejść do sali
przed czasem. Doprawdy nienawidziłam swojego wrodzonego
roztrzepania. Wchodząc do sali drzwi okazały się dla mnie za
wąskie, więc jak to nie raz miało u mnie miejsce zahaczyłam ręką
o próg, a moja torba upadła na ziemię, przy czym cała jej
zawartość rozsypała się po korytarzu. Myślałam, że
roztrzepanie przychodziło mi głównie wtedy, kiedy brałam
narkotyki, ale teraz stwierdziłam, że to nie wina narkotyków.
O tak Isabella. Czas pogodzić się z prawdą, jesteś roztrzepana.
Wówczas chciałam zapaść się pod ziemię. Zniknąć stąd,
uciekać gdzie pieprz rośnie. Nienawidziłam być w centrum uwagi.
Od razu się denerwowałam i robiłam czerwona. Nie lubiłam robić
wokół siebie zamieszania, wolałam pozostać szarą myszką.
Jednak teraz wzrok wszystkich stojących pod drzwiami skierowany był
na mnie i moje jakże niezdarne zbieranie walających się po
korytarzu rzeczy z torebki.
-Pomogę ci. -
usłyszałam nad sobą piskliwy głosik należący bodajże do
dziewczyny. Podniosłam wzrok i ujrzałam prześliczną blondynkę,
która uśmiechała się do mnie serdecznie. Moją uwagę od
razu przykuły jej oczy. Jakbym widziała w nich morze. Lazurowe,
turkusowe odcienie. Coś pięknego.
-Nie, nie
dziękuję.- odparłam pospiesznie.- Ta moja niezdarność.-
westchnęłam i ze znudzeniem wywróciłam oczami. Blondynka
zachichotała pod nosem i podała mi ostatnią już książkę, która
wypadła z mojej torebki.
-Ależ to
żaden problem. Jesteś tu nowa, prawda? - spojrzała mi prosto w
oczy. Malował się w nich troska i entuzjazm.
-Niestety.-
westchnęłam. Czułam, że dziewczyna przygląda mi się, jakby
chciała widzieć każdą moją reakcję.
-Jestem Lucy.
- podała mi dłoń i uśmiechnęła się słodko. Uścisnęłam ją
i odwzajemniłam uśmiech. O dziwo przyszło mi to z wielką
łatwością. - Chodźmy, wykładowca już przyszedł. - przepuściła
mnie pierwszą i skierowałyśmy się do sali. Zajęłam miejsce w
piątym rzędzie, a obok mnie spoczęła Lucy. Całe cztery godziny
siedziałam spokojnie i próbowałam zapamiętywać to co mówi
starszy pan, jednakże siedząca obok mnie dziewczyna po prostu mi na
to nie pozwalała. A właśnie teraz rozmawiała przez telefon.
Wiedziałam tylko tyle, że z jakimś Niallem. Nie miałam pojęcia,
czy jest on jej chłopakiem. Rozejrzałam się po sali i dostrzegłam,
że połowa studentów po prostu olewa to co mówi
wykładowca. No cóż, ja miałam zacząć tutaj nowe życie.
Normalnie też bym go olała, ale czas było zmądrzeć i się
zmienić.
-Oh, Niall.-
Lucy wybuchła niekontrolowanych śmiechem, a ja wówczas
modliłam się by wykładowcy nie puściły nerwy i nie wyprosił nas
z sali.
Po skończonych
zajęciach udałam się na stołówkę. Towarzyszyła mi Lucy,
która okazała się być bardzo sympatyczną, jednak trochę
zwariowaną dziewczyną. Miałam jej trochę za złe, że przez nią
praktycznie nic nie zapamiętałam z wykładu. Trudno mi było pojąć
skąd ta dziewczyna ma w sobie tyle energii i radości.
-Co dzisiaj
robisz Bella? - piskliwy głosik mojej nowej koleżanki wyrwał mnie
z zamyśleń. Spojrzałam na nią zdezorientowana, ponieważ jako
druga w życiu (tuż po Victorii) powiedziała do mnie 'Bella'.
Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, ponieważ znam ją zaledwie
pięć godzin.
-Coś nie tak?
- Lucy wydawała się być odrobinę zmieszana. Nie ma się co
dziwić, wpatrywałam się w nią jak w obrazek.
-Nie, nie.-
odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok zakłopotana. Czułam jak
robię się czerwona. Doprawdy nie lubiłam takich sytuacji. - Po
prostu nikt, oprócz mojej cioci nie nazywa mnie Bellą. -
uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
-Ah tak. -
Victoria zachichotała i powróciła do jedzenie pizzy.
Polubiłam tą dziewczynę. Nadawała się na moją koleżankę. I to
bardzo. Brakowało mi takich osób, przy których nie
użalam się nad sobą. Czułam, że właśnie je znalazłam.
Oczywiście Vicorię znałam już dawno, ale spędzałyśmy ze sobą
mało czasu, a Lucy znałam krótko, jednak chciałam poznać
ją lepiej.
-A wracając
do twojego pytania.- rozglądnęłam się dookoła. - Nie robię
dzisiaj nic konkretnego, oprócz siedzenia w domu na kanapie,
przed telewizorem. - zaśmiałam się.
-Oh to się
dobrze składa. - odparła Lucy i uśmiechnęła się lekko pod
noskiem. - Chciałabym żebyś wybrała się ze mną w pewno miejsce.
- spojrzała na mnie tajemniczo.
-Hm. Myślę,
że znajdę czas.- posłałam w jej stronę przyjazny uśmiech i
razem wyszłyśmy ze stołówki. Próbowałam wyciągnąć
od niej coś więcej na temat gdzie mnie dzisiaj zabiera, jednak ona
milczała jak zaklęta.
Kiedy
znalazłyśmy się na dworze, przed budynkiem wiał chłodny wiatr,
więc szczelniej opatuliłam się szalikiem. Usiadłam na ławce
czekając na Victorię, a obok mnie spoczęła Lucy. Oczywiście
buzia jej się nie zamykała. Opowiadała mi o tym jakich to ma
cudownych przyjaciół. Powiedziała również, że
zabierze mnie dzisiaj do nich i,że z pewnością ich polubię. Ja,
co do tego miałam mieszane myśli. Nie byłam typem człowieka,
który łatwo zawiera nowe znajomości.
Jeszcze długo
czekałam na Vicorię, jednak ciągle towarzyszyła mi blondynka. Nie
miałam pojęcia dlaczego dziewczyna tak bardzo mnie polubiła.
Właściwie wszystko zaczęło się od zbierania moich rzeczy z
torebki, a później jakoś już samo wszystko się potoczyło.
Ważne, że była. Ważne, że nie siedziałam tu sama, ponieważ już
dawno bym płakała. Nie chciałam się użalać. Chciałam zacząć
od nowa.
Zauważyłam,
że ciocia w końcu podchodzi do ławki, na której siedziałam
z Lucy. Kątem oka dostrzegłam, że blondynka jakoś dziwnie nabrała
powietrza do płuc i napięła wszystkie mięśnie. Już miałam
spytać o co chodzi, jednak rudowłosa była zbyt blisko.
-Hej Victoria.
- przytuliłam ją mocno do siebie, jednak dziewczyna wydawała się
być nieobecna. Kiedy odsunęłam się od niej i spojrzałam na jej
twarz widziałam pogardę. Jej oczy były skierowane na Lucy.
Szczerze mówiąc zignorowałam to.- Chciałabym ci kogoś
przedstawić.- kontynuowałam uśmiechając się szeroko. Miałam
nadzieję, że dziewczyny się zaprzyjaźnią. Bardzo by mi na tym
zależało. Blondynka podniosła się z ławki i z przerażeniem na
twarzy świdrowała rudowłosą wzrokiem.
-Witaj Lucy. -
w głosie cioci dało się słyszeć drwinę. Spojrzałam na nie, ale
one wydawały się nie widzieć nic poza sobą. Obie mierzyły się
wzrokiem, jakby gotowe zabić. W tym momencie zgłupiałam. Czy one
się znają?
-To wy się
znacie?- zapytałam zdezorientowana. Lucy przeniosła swój
wzrok na mnie. Jej twarz była otwartą księgą. Emocje nią
szastały na prawo i lewo. Ból? Przerażenie? Żal? Nie miałam
pojęcia co tu jest grane, ale bynajmniej Lucy nie była zachwycona
ze spotkania z Victorią.
-Bella, muszę
już iść. - blondynka wydukała pospiesznie, chwyciła za torbę
leżącą na ławce i biegiem ruszyła w stronę wyjściowej bramy.
Nie mam pojęci
co w nie wstąpiło, ale wydawały się nie lubić. Patrzyłam tępo
w miejsce, w którym Lucy jeszcze przed chwilą stała i
zrobiło mi się przykro. Poczułam, że serce mnie zakłuło i drugi
raz od kiedy tu jestem brakuje mi narkotyków. Ruszyłam przed
siebie, a właściwie pobiegłam. Chciałam jak najszybciej je
zdobyć. Krzyki i nawoływania ze strony Victorii wcale mnie nie
zatrzymały. Nawet jeżeli miałaby zadzwonić do rodziców,
nie robiło na mnie wrażenia. Ja po prostu chciałam żeby było
dobrze, a jak zwykle coś spieprzyłam. Nie miałam numeru do Lucy.
Nie mogłam się z nią skontaktować. Chciałam zapytać, dowiedzieć
się o co chodziło. Dlaczego raptem posmutniała?
Kierowałam się
chyba w najbardziej ponurą okolicę Londynu, o której
opowiadała mi Victoria. To właśnie tu można było dostać
narkotyki, zioło i różne inne używki, które
sprawiają, że życie staję się lepsze. Ale czy na pewno? Moje
życie było nie do opisania. Właściwie nie miałam nikogo. Nikogo
komu mogłabym się zwierzyć. Poczułam, że Lucy mogłaby być
takim kimś, ale teraz ją straciłam.
~ON~
-Zayn! -
usłyszałem skrzypnięcie drzwi, a chwilę potem szczupłą postać
blondynki. Kogo, jak kogo, ale jej w życiu bym się tu nie
spodziewał. Dopiero po chwili dostrzegłem w jakim jest stanie.
Podpuchnięte, czerwone oczy i rozmazany tusz. Do tego przygnębiona
mina, smutek i żal malujący się na jej twarzy. Widać było, że
ból rozrywa ją od środka. Lucy usiadła koło mnie i zgięła
w pół starając się powstrzymać płacz.
-Co się
stało? Lucy? - przykucnąłem koło niej kładąc dłonie na jej
zimnych dłoniach.
Nie
odpowiedziała od razu. Zanosiła się płaczem, jakby starała się
coś powiedzieć, jednak nie mogła. Słony płyn strumieniem opadał
na moje, jak i jej dłonie.
-Lucy co jest
do cholery?! - wydarłem się i potrząsnąłem nią, chyba za mocno,
bo syknęła z bólu. Odskoczyłem od niej jak oparzony i
spróbowałem się uspokoić. Wcześniej wziąłem dwie
tabletki. Tyle wystarczy żeby zacząć świrować. Zacisnąłem
pięści i usiadłem na sofie, na przeciwko Lucy.
-Przepraszam.
- wydukałem cicho, jednak dziewczyna to usłyszała i uniosła głowę
ku górze. - Powiesz mi o co chodzi? - spytałem łagodnym już
głosem.
Widać było,
że Lucy pomału się uspokaja.
-Zayn ....
widziałam ją. - wyszeptała,a z jej piersi wydarł się szloch.
Doskonale wiedziałem o kogo chodzi. Victoria. To ona pół
roku temu pobiła Lucy tak, że ta leżała trzy tygodnie w szpitalu.
Miała ciężkie urazy czaszki, wstrząśnienie mózgu i kilka
złamań. Do dzisiaj nie wiem o co poszło, jednak dziewczyna od
tamtej pory boi się rudowłosej. Wiedziałem jednak, że Victoria
nie zrobiła tego sama. Były z nią inne, równie podłe
dziewczyny. Znałem Victorię, ponieważ przyjaźniła się z Lucy i
naprawdę nie myślałem, że ruda panna byłaby zdolna do czegoś
takiego. Z opowiadań przyjaciółki wywnioskowałem tylko
tyle, że stała się dla niej podła wtedy, kiedy dowiedziała się,
że ta przyjaźni się z nami. Czyli z One Direction. Nie miałem
zielonego pojęcia, dlaczego.
-Coś ci
zrobiła? Wyzwała? - zapytałem nieco zaniepokojony. Jeżeli ten
rudzielec zrobił coś Lucy, byłbym gotów ją ...
-Nie, Zayn. -
odparła nieco spokojniej niż wcześniej. - Nie chodzi o to, czy coś
mi zrobiła, bo gdyby nawet, wcale bym się tym nie przejęła.
-To absurd!
Dziewczyna cię biła, a ty nic z tym nie zrobiłaś! Lucy, jak tak
można?! - wydarłem się z wyrzutem tak, że blondynka podskoczyła.
Na jej twarzy zawitał grymas.
-Poznałam jej
siostrzenicę. Bellę.- westchnęła,a w jej oczach zabłysły łzy.
Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. - Naprawdę cudowna
dziewczyna. Chciałam się z nią zaprzyjaźnić. Znaleźć w końcu
przyjaciółkę. Taką od serca. Do powierzania sekretów,
do zwierzania się. Chciałam żeby tylko była. - po jej delikatnym
policzku spłynęła łza, jednak ona sama była opanowana. Nie
wybuchła płaczem. - Oczywiście wy jesteście moimi przyjaciółmi.
Kocham was jak braci.- ostatnie słowa wyszeptała. Wiedziałem co to
znaczy, jednak nie chciałem teraz o tym myśleć. - Ale chciałabym
mieć przyjaciółkę, taką jak siostrę. Chciałam żeby
była. Żeby po prostu była..- tutaj głos się jej załamał i Lucy
wybuchła płaczem. Właściwie dławiła się własnymi łzami.
Usiadłem koło niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Czułem, że
ona tego potrzebuje. Jako przyjaciel nie sprawdzałem się chyba
najgorzej.
-Ale najgorsze
jest to, że to jej ciocia. Victoria to jej ciocia! I ona rozmawiała
z nią normalnie, jak gdyby nigdy nic. Czy nie wiedziała co ona mi
zrobiła? - jej słowa. Słowa z bólem i żalem w głosie były
dla mnie jak cios. Jakbym to ja znalazł się w jej sytuacji. Lucy
miała nadzieje, że w końcu znajdzie przyjaciółkę.
Wszystko legło w gruzach przez Victorię.
-Gdzie można
znaleźć tą Bellę? -blondynka momentalnie uniosła głowę i
spojrzała na mnie tymi swoimi smutnymi oczami.
-Co chcesz
zrobić Zayn?- jej głos zadrżał odrobinę.
-Chciałbym z
nią poroz..
-Nie! -
wykrzyknęła i zerwała się z łóżka. - To nie najlepszy
pomysł. Pamiętasz jak ostatnim razem wyszło?
-Oczywiście,
że pamiętam. Próbowałem z nią tylko porozmawiać,a ona
rzuciła się na mnie ze szponami. - na samą myśl o tym na mojej
twarzy zawitał grymas. - Nie wiedziałem,że jest fanką One
Direction i, że to mnie z całej piątki lubi najbardziej. -
westchnąłem. - Więc co chcesz zrobić?
-Sama nie wiem
... - usiadła zrezygnowana. - Najlepiej o niej zapomnę. -
pociągnęła nosem,a na jej policzku pojawiła się łza. Który
to już dzisiaj raz?
Nie miałem
pojęcia co mam wówczas zrobić. Nie pozwalała mi z nią
porozmawiać, nie pozwalała sobie pomóc. Cała Lucy. Wiecznie
chowała się z problemami i trzymała je wyłącznie dla siebie.
Dlaczego taka była? Tego nie wiedzieliśmy nawet my – jej
przyjaciele. Czasem trudno było mi ją rozgryźć, więc czasem po
prostu poddawałem się. Nie miałem jednak zamiaru poddać się i
tym razem.
-Lucy proszę,
daj sobie pomóc.- skierowałem się w jej stronę wręcz
błagalnie. Miałem dosyć patrzenia jak cierpi. To było nie do
zniesienia. Zdawało mi się, że to ja to przechodzę. Razem z nią.
Zrobiło mi się strasznie duszno, zaczęło brakować powietrza, a
żołądek podszedł do gardła. Czułem,że tabletki przestają
działać. Zawsze tak się działo, gdy brałem ich więcej. Tylko
dlaczego w takiej chwili? Obiecałem sobie, że nikt się o tym nie
dowie. W duszy wiedziałem, że jestem uzależniony. Czy jest coś w
stanie mnie od nich odciągnąć? Tego nie wiedziałem, jednak szanse
na to były znikome.
-Przepraszam
cię na chwilę.- zerwałem się z sofy i wbiegłem do łazienki.
Wyciągnąłem z kieszeni pudełko z tabletkami. Spostrzegłem, że
nie ma w nim ani jednej. Oparłem się o ścianę, a chwilę potem
osunąłem na ziemię. Nie, nie to nie może być prawda.
-Zayn? - przez
drewniane drzwi od łazienki, dobijał się zaniepokojony głos Lucy.
-Zayn wszystko w porządku?
-Tak, tak. -
krzyknąłem i poderwałem się z miejsca. Lekko się zachwiałem,
jednak zignorowałem to. Nacisnąłem klamkę i wybiegłem z
łazienki. - Muszę gdzieś szybko pójść.- odparłem
ubierając kurtkę. Do jej kieszeni wsadziłem plik pieniędzy,
blondynka tego nie widziała. Spojrzałem na Lucy. Na jej twarzy
malowało się przerażenie. Znowu ją zawiodłem. Kolejny raz to
samo.- Przepraszam. - wyszeptałem i wybiegłem z domu. Czułem, że
do oczu napływają mi łzy, które chwilę potem spływały po
policzku. Przyczyniły się do tego ogromne wyrzuty sumienia i zimny
wiatr , który owiewał moją twarz mroźnym powietrzem.
Biegłem ile tylko sił w nogach. Wiedziałem dokąd mam się udać.
Ta okolica nie należała do najprzyjemniejszych, jednak tylko tam
mogłem dostać narkotyki.
Mijałem
mnóstwo ludzi, którzy w porównaniu do mnie
raczej byli szczęśliwi. Ja właśnie biegłem po swój środek
na szczęście i wcale nie była to druga osoba, rodzina czy
przyjaciele. Wszyscy mnie opuścili. Nie miałem nikogo. A może to
ja się od nich odwróciłem? Nie mogłem odpowiedzieć sobie
na to pytanie. Było one dla mnie zbyt trudne, nie potrafiłem jego
przetrawić. Wydawało mi się bez sensu, jak cały mój świat.
Jak całe moje życie.
-Ej ty, uważaj
jak chodzisz. - z rozmyślań wyrwał mnie niski głos jakiegoś
mięśniaka. Zignorowałem go i szedłem dalej przed siebie. Dopiero
po chwili dostrzegłem, że jestem już na miejscu. Szaro, ponuro,
mrocznie. To te słowa najbardziej oddawały nastrój jaki tu
panował. Wszystko było takie brzydkie, ohydne. Ciemne kolory domów
robiły te miejsce jeszcze bardziej odrażającym niż było.
Już miałem
podejść do jednego z domów, w którym ostatnim razem
kupowałem narkotyki, kiedy usłyszałem szloch. Nie wiedziałem skąd
on dochodzi, jednak wiedziałem,że należy do dziewczyny. Było go
wyraźnie słychać, ponieważ było tu strasznie cicho. Cofnąłem
się kilka kroków i za rogiem dostrzegłem postać, która
siedziała pod murkiem zwinięta w kłębek. Chwilę trwało zanim
rozważyłem, czy podejść to ów osoby. Umysł nakazywał iść
po tabletki, jednak serce i nogi prowadziły mnie do dziewczyny.
Posłuchałem serca i podszedłem do niej.
Podniosła
głowę, pewnie słysząc moje kroki, ale tylko na moment. Za chwilę
ułożyła ją z powrotem na kolanach i zaniosła się płaczem.
-Idź sobie. -
tyle dało się usłyszeć z jej szlochu. Mówiła coś
jeszcze, chyba jakieś przekleństwa, jednak tego dokładnie nie
usłyszałem.
Stałem tak nad
nią zaciskając ręce w pięści i nie wiedząc co robić. Czy musi
tak być? Czy muszę zawodzić wszystkie bliskie mi osoby? Tak, może
tej dziewczyny nie znałem jednak coś mi podpowiadało, że nie
powinienem jej zawiść. Była tu, płakała. Na pewno nie ze
szczęścia.
-Chcę ci
pomóc.- wymamrotałem w końcu. Dziewczyna poruszyła się
nerwowo i powróciła do płaczu.
-Mnie się nie
da pomóc. Idź sobie. - odparła zachrypniętym głosem. Nie
chciałem jej niepokoić więc się cofnąłem. Po chwili usłyszałem
cichy szmer za sobą. Obróciłem się i zobaczyłem, że
dziewczyna podpiera się na rękach i unosi ku górze. Przez
ciemność jaka panowała dookoła nie widać było jej twarzy.
-Co tutaj
robisz? - brnąłem nie wiadomo w co. Nie wiedziałem po co zadałem
to pytanie. Przecież jej nie znasz. Nie wiesz kim ona jest. I co cię
obchodzi, co ona tutaj robi?
-Nic- żąchneła
i przeszła koło mnie obojętnie. Stanęła w świetle, które
padało z jedynej chyba lampy na tym ( jeżeli można to tak nazwać)
osiedlu i rozglądała się dookoła. Wydawała się być zagubiona.
Podszedłem bliżej niej i dostrzegłem, że jej oczy są o
przepięknym kolorze. Zieleń, świeża trawa. Jakby dopiero co
ożyła. Dość długie, brązowe włosy opadały na jej ramiona,
które nie były niczym okryte. Czy ona nie czuła zimna? Byłem
w ciepłej kurtce, a i tak je czułem, a ona .. ona w koszulce, która
odkrywała połowę jej ciała.
-Naprawdę nie
potrzebujesz pomocy?
-Nie.- odparła
stanowczo nawet na mnie nie zerkając. Nie pozostawało mi nic innego
jak iść tam gdzie miałem zamiar od początku. Po narkotyki. Czułem
się bowiem jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie miałem siły na
dalszą rozmowę z dziewczyną, jeżeli można to tak nazwać.
Wszedłem po kilku schodkach i stanąłem na przeciwko drzwi, które
bodajże miały być białe. Zapukałem i usłyszałem ciche odgłosy
dochodzące zza drzwi, a moim oczom ukazał się ten sam tęgi
mężczyzna, od którego kupiłem je ostatnio.
-Czego? -
wydawał się być złowrogo nastawiony. Dopiero po chwili
dostrzegłem,że w jednej dłoni trzyma pistolet. Odskoczyłem jak
oparzony.
-Chciałem
tylko zapytać czy ma pan towar. - wydukałem w końcu. Mężczyzna
zmierzył mnie wzrokiem i dopiero po chwili w jego oczach zaczęły
tańczyć malutkie iskierki.
-Mam.- jego
twarz wykrzywił grymas. Za chwilę zniknął za ścianą. Mogłem
się tylko domyślać, że poszedł po tabletki. Obróciłem
się za siebie, aby sprawdzić gdzie podziała się brunetka. Stała
oparta o ścianę przyglądając się tej całej sytuacji.
-Tyle ile
zawsze. - wymamrotał i podał jakże znane mi czarne pudełko. Od
razu je otworzyłem w celu sprawdzenia czy są one w środku. Kiedy
tylko zauważyłem osiem białych, małych tabletek wyciągnąłem z
kieszeni plik pieniędzy i wręczyłem je mężczyźnie. Nawet się z
nim nie żegnając zbiegłem ze schodów i ruszyłem przed
siebie.
-Zaczekaj!
-usłyszałem za sobą głos brunetki. Odwróciłem się powoli
i dostrzegłem, że do mnie podchodzi. -Co to jest? - głową
wskazała na trzymane przeze mnie pudełko.
-Nic takiego.
- wymamrotałem i obróciłem się na pięcie. Nie chciałem
żeby się o tym dowiedziała. Nie chciałem by ktokolwiek o tym
wiedział. Nikt, poza mną.
-Czy to są
ecstasy? - zatrzymałem się i napiąłem wszystkie mięśnie. Nie to
nie możliwe, skąd wiedziała? Podszedłem do niej nerwowym krokiem.
Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Była spokojna i
opanowana. Cała złość, nerwy odparowały.
-Skąd wiesz?
- wycedziłem przez zęby. Teraz to ja byłem wkurzony. I to bardzo
wkurzony.
-Chciałam je
kupić, ale ... ale okazało się, że są droższe niż myślałam.-
westchnęła. Przyjrzałem się jej bliżej. Duże, lekko różowe
usta, zaróżowione policzki, mały nosek i te zielone
tęczówki. Nawet z rozmazanym tuszem i przekrwionymi od płaczu
oczami wyglądała ślicznie.
-Możesz mi
jedną sprzedać? Błagam cię tylko jedną. - zrobiła kilka kroków
ku mnie. Jej mina była wręcz błagalna. Nie mogłem odmówić.
Te oczy wpatrywały się we mnie z taką prośbą. Tak bardzo
pragnęła..
-Niech ci
będzie. -odparłem po chwili bez żadnych emocji. - Nie musisz
płacić. Masz. - wyciągnąłem z pudełka jedną tabletkę i
wręczyłem ją dziewczynie, która bez żadnych wahań ją
wzięła, a właściwie wyrwała.
-Bardzo ci
dziękuję.- wyszeptała, a po jej policzku spłynęła łza. Widać
było, że już nie daje rady. Ja w porównaniu do niej jakoś
się trzymałem. Obróciła się na pięcie i zniknęła za
ścianą. Chciałem ją zatrzymać jednak nie potrafiłem. Wszystkie
mięśnie w moim organizmie zamarły. Nie mogłem się ruszyć.
Patrzyłem tępo na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą
widziałem szczupłą brunetkę. Odeszła. Pozwoliłem jej odejść.
Z narkotykami, w samej koszulce. Zawiodłem siebie. Zawiodłem ją.
Zawiodłem Lucy. Kogo jeszcze miałem zawieść dzisiaj?
______________________________________________________________
Cześć kochani! Na początku chciałabym podziękować za tak miłe komentarze. Naprawdę nie spodziewałam się 'aż' tylu. Tak, to dla mnie bardzo dużo. Jesteście wspaniali.
Co do rozdziału..Jest o wiele dłuższy od poprzedniego, wiem. Jednak nie wiedziałam, w którym momencie go zakończyć, a do głowy cisnęły mi się rozmaite pomysły, które tu zawarłam. Trochę namieszałam, ale od następnego rozdziału wszystko jakoś postaram się ułożyć. W tym nie było reszty chłopaków z 1D. Jakoś tak nie było mi teraz w głowię ich dodać. Wolałam skupić się na Zaynie, Isabelli i Lucy. Myślę jednak, że pomimo tego małego zamieszania rozdział nie wyszedł najgorzej i da się go przełknąć :)
Bardzo zależy mi na Waszej opinii :)
Ostatnio straciłam wenę, więc rozdziały są takie jakie są.
Love You All xx <3
Polecam!
Cudowny rozdział ! Dopiero dzisiaj dowiedziałam się o istnieniu tego bloga i nie żałuję. Jestem po prostu zachwycona <3 Czekam na NN i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńJejuśku! Naprawdę cudowny blog i opowiadanie! Bardzo mi się podoba! :)
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do mnie na nowość! :)
http://secretlifevictorie.blogspot.com/
Przepraszam że dopiero teraz, ale tak jakoś mi z głowy wyleciało ;c
OdpowiedzUsuńTwój blog jest boski, a opowiadanie jeszcze lepsze ;D coś czuję że będę wpadać częściej ;)
Kurcze, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna.
No i z niecierpliwością czekam następny rozdział.:D
Wow. Tyle chyba jestem tylko w stanie powiedzieć po przeczytaniu tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMoment kiedy opisywałaś spotkanie Malika z zielonooką.. Geniusz sam w sobie!
Poczułam się wtedy tak jakbym to ja była na jego miejscu i rozmiawiała z osobą na głodzie. Jak niby tracisz wene? Kochana, twoja historia jest tak cudowna, nawet nie wiesz jak bardzo. Tak, slodze, ale jak inaczej mogę to opisać?
Z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału!:)
+zgodnie z prośbą informuję o nowym rozdziale :) scars-future.blogspot.com
Nie wiem co powiedzieć... Przeglądałam blogi i natrafiłam na linka do twojego. Na początku myślałam że to będzie takie zwykłe opowiadanie jak każde inne, ale się pomyliłam.
OdpowiedzUsuńNie wiem co ci powiedzieć jestem pod ogromnym wrażeniem. Genialnie dobierasz słowa, wg tak lekko piszesz. Genialne po prostu genialne nie da się tego inaczej opisać.
Życzę weny :))
super piszesz <3 !! wpadniesz? http://whatmakesyoubeautifuul.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhttp://swag-love-and-you.blogspot.com/2012/11/rozdzia-6.html?spref=tw I KOLEJNY DZIŚ ROZDZIAŁ, OCZAMI LEXI! ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA! - LEXI <3
OdpowiedzUsuńwidziałam ten cytat paulo coehlo już wcześniej, w pełni się z nim zgadzam, ale nie będę się rozpisywać na ten temat xd
OdpowiedzUsuńpiszesz dobrze :)
przy okazji zapraszam do siebie CLOSEDINDREAMS.BLOGSPOT.COM
nowy rozdział, mam nadzieję, że zajrzysz i wyrazisz swoje zdanie, liczy się dla mnie twoja opinia :)
wciąż czekam na kolejny rozdział :D http://swag-love-and-you.blogspot.com/2012/11/rozdzia-8.html?spref=tw SĄ 2 NOWYE ROZDZIAŁY! ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA. - LEXI <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział u mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńLiczę na zostawiony ślad po sobie, to naprawdę dla mnie ważne.
http://timeforustobecomeone.blogspot.com/2012/11/12-tell-me-when-you-hear-my-silence.html
:)
bardzo fany rozdział :D
OdpowiedzUsuńpozwolisz, że uzupełnię swój komentarz później? bo chwilowo nie mam do tego głowy :C
tymczasem zapraszam cię na nowy rozdział u mnie C:
www.crazyidiotsonedirection.blogspot.com
www.w-jednym-kierunku.blogspot.com
pozdrawiam
~sam c:
więc uzupełniam :3
Usuńzacznę od tego, że gdy tylko dorwę się do laptopa to zaobserwuje twój blog.
niesamowicie mnie wciągnął, kolejny z zaskakującą i orginalną fabułą .
wciągający styl pisania, polubiłam głównych bohaterów.
w głowie już układami sobie plan jak się dalej potoczą losy dziewczyny.
będę tu stałym bywalcem, bądź pewna :33
pozdrawiam
~sam c:
Bożee Malik <3 mam zgon *.*
OdpowiedzUsuńUbóstwiam ^^
Bedę tu teraz często zaglądała ;D
P.S. odwiedź http://look-i-love-you.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział - Magdaa.
"-Jesteś na mnie zła?
OdpowiedzUsuńNic nie odpowiedziałam, tylko z łóżka zabrałam króliki, które schowałam do klatki. Powróciłam na swoje miejsce i spojrzałam na ręce Nialla, w których trzymał miskę z żelkami.
-Przyniosłem żelki- dodał, przekonując mnie do tego bym nie była już zła [...]" jeśli chcesz dowiedzieć się dlaczego Jenny jest zła na Nicka to wejdź na bloga http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/ gdzie właśnie pojawił się nowy rozdział. Przepraszam za spam i miłej niedzieli życzę ♥
Biste, Biste. Wszyscy piszą w komentarzach linki do swojich blogów... JA do niczego nei zmuszam, chcesz to wejdziesz, nei to trudno się mówi you-re-perfect-to-me.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, czekam na numer TRZY ;)
Genialny rozdział :P Kiedy nowy?
Usuń