sobota, 27 października 2012

Jeden



W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.
Paulo Coelho


~ONA~

Pakowanie się nie zajęło mi dużo czasu. W pokoju nie było mnie prawie nigdy, więc nie miałam w nim praktycznie nic, prócz ciuchów. To one zajęły cztery, dość duże walizki, które z trudem zmieściły się w srebrnej limuzynie. Słowo się rzekło. Kości zostały rzucone. Żadne protestowania, żądania na nic. Nic, dosłownie nic nie miało wpływu na decyzje rodziców, a właściwie ojca. Był on surowy i uparty jak mało kto. Tą wrodzoną upartość odziedziczyłam po nim. Musiałam jechać do Londynu choćby nie wiem co.
Siedziałam wbita w siedzenie czekając aż limuzyna ruszy, aby odwieść mnie na lotnisko. Pożegnanie z rodzicami obeszło się bez wzruszeń. Bynajmniej z mojej strony. Mama jednak szlochała jak oszalała. Powinna była się cieszyć. Udaję się w końcu do Victorii, jej młodszej siostry . Ma dwadzieścia cztery lata i studiuję weterynarię,w tym kierunku pójdę również i ja. Lubiłam zwierzęta i nigdy nie pozwoliłam, żeby stało im się coś złego. Miałam nadzieję, że ciocia chodź trochę pomoże mi z materiałem. W przeciwieństwie do starszej siostry mamy, Victorię lubiłam. Była taka odpowiedzialna, roztropna i tak bardzo inteligentna i to głównie za te cechy rodzice zdecydowali się wysłać mnie właśnie do niej. Ja byłam jej odwrotnością, niestety. Jednak doskonale wiedziałam, że to ja wybrałam sobie takie, a nie inne życie. Teraz miałam okazję pojechać do Londynu, zacząć wszystko od początku. Zmienić się. I to był mój cel. I taką miałam nadzieję. Jednak jakaś cząstka mnie nadal kazała mi zostać w Nowym Jorku. Może powróciło uczucie do Ricka? A może one ciągle jest? Nie miałam pojęcia. Do głowy nasuwały mi się myśli. Co z nim? Co z moim ukochanym? Czy to koniec? Co teraz będzie? O tym wolałabym nie myśleć, jednak teraz, oparta głową o zimną szybę, patrząca na mijające budynki i ludzi nie miałam wyjścia. Zostałam sama ze swoimi myślami. Biłam się z nimi. Jak dotychczas, to one wygrywały.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułam w sobie takiej pustki. W którym momencie pęka niebo? W tym, w którym przestajesz czuć siebie w sobie. I oto właśnie nastąpiło. Czułam, że Victoria nie da sobie ze mną rady.
Samochód się zatrzymał, a kiedy z niego wysiadłam ukazał się przede mną duży budynek. Lotnisko.
-Proszę bardzo. - Raphael uśmiechnął się do mnie promiennie i podał mi ostatnią już walizkę. Będę za nim tęskniła. Przez tyle lat pracował dla mojego ojca. Pamiętam go od kiedy byłam mała. Był moich szoferem. Wspierał mnie w wielu sprawach. Najbardziej w tych związanych ze śpiewem. Czasem myślałam, że tylko on jeden potrafi mnie zrozumieć. A teraz miałabym go stracić? Ta myśl była nie do zniesienia.
-Raph. - szepnęłam i przytuliłam go mocno. Czułam, jak łzy wzbierają mi się w oczach.
-Hej,mała. - pogłaskał mnie po głowie. - Jeszcze nie raz się zobaczymy.- powiedział drżącym już głosem.
-Tak, wiem, ale..- wszystkie słowa się zatrzymały. Wybuchłam płaczem i nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Chwilę potrwało zanim się uspokoiłam i wypuściłam Raphaela z uścisku.
-Spóźnisz się na samolot. - wycedził przez zęby. Wiedziałam, że próbuję stłumić płacz. Nigdy nie był osobą, która otwarcie mówi o swoich uczuciach i ja do takich osób nie należałam. Może to dlatego tak dobrze się rozumieliśmy?
-Do zobaczenia Raph. - serce mocno mnie zakłuło. Obróciłam się na pięcie i weszłam do budynku znikając Raphaelowi z oczu. Gdy już skończyli mnie przeszukiwać i moje walizki dotarły do mnie całe i zdrowe skierowałam się w stronę drzwi ze świecącym się napisem Londyn. Ostatni raz obróciłam się za siebie i spojrzałam za szklaną szybę. Żegnaj Nowy Jorku.
Gdy tylko maszyna ruszyła odetchnęłam z ulgą. Latanie samolotami nie należało do najprzyjemniejszych doznań, ja jednak nie miałam z tym problemu. Kiedy byłam młodsza często podróżowałam z ojcem po świecie. Zmieniło się to jednak, gdy skończyłam piętnaście lat i zaczęłam się narkotyzować. Od tamtej pory moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dosłownie.
Nie miałam ochoty myśleć co dalej. Miałam spędzić dużo czasu w samolocie, więc obróciłam głowę w stronę okna i zamknęłam oczy. Przyjemne kołysanie, przyczyniło się do mojego odlotu w krainę Morfeusza.
-Proszę pani! -poczułam jak ktoś mną potrząsa. Myślałam,a właściwie byłam prawie pewna, że to mama próbuje mnie zbudzić i nakłonić do pójścia do szkoły. - Proszę pani, już jesteśmy. - coś mi się nie zgadzało. Mama nie nazwałaby mnie 'pani'. I nie potrząsała by mną tak mocno. Jeżeli to nie mama...to kto?
-Pani... - zerwałam się jak oparzona i popatrzyłam na mężczyznę w podeszłym wieku, który wyglądał na zdziwionego, a właściwie przestraszonego.
-Przepraszam jeżeli za mocno krzyczałem, ale już jesteśmy w Londynie. - rozglądnęłam się po samolocie. Zostaliśmy tylko my dwoje no i stewardessa, która czekała na nasze wyjście z łagodną miną.
-Oh, przepraszam. - wstałam szybko z fotela i poczułam, że kręci mi się w głowie. - Nie, nie krzyczał pan głośno, to tylko ja mam tak mocny sen.- zaśmiałam się nerwowo i skierowałam w stronę wyjścia,aby za chwilę odebrać walizki.
-Dowidzenia. - usłyszałam za sobą głos mężczyzny.
Obróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam. Pewnie i tak nigdy więcej go nie spotkam, pomyślałam.
Zwiedziłam niemalże cały świat. Byłam w Afryce, w Azji. Zdarzyło mi się nawet odwiedzić Europę i państwa znajdujące się w niej, jednak nie Wielką Brytanię. Może dlatego, że ojciec nie przepadał za rodziną mamy i nie chciał się z nią spotkać? Nie miałam pojęcia.
Po wyjściu z samolotu stwierdziłam, że powietrze w Londynie jest strasznie wilgotne, a ja wzięłam ze sobą raczej letnie ubrania. W najbliższych dniach czekał mnie wypad na zakupy.
Victoria przywitała mnie miło i ciepło. Nie zmieniła się wcale od kiedy ostatni raz u nas była. Wysoka, szczupła dziewczyna o rudych, prostych włosach. Jej błękitne oczy tryskały energią. Jak na europejską gościnność przystało. Tak oto się wyraziła, gdy stwierdziłam, że jest za bardzo entuzjastyczna. Dziewczyna mieszkała sama, jednak na samotną osobę miała dość duży dom. Kiedy tylko przydzieliła mnie do jednej, z trzech sypialni znajdujących się u niej dała mi czas na rozpakowanie się. Dokładnie obejrzałam wnętrze mojego nowego pokoju, który strasznie mi się podobał. Przeważał kolor fiołkowy i odcienie lawendy. Wprost genialnie. Jednak to ogromne łóżko z baldachimem przykuło moją uwagę. Stało ono na środku, a na jego wierzchu leżało mnóstwo poduszek, w różnych rozmiarach. Pokochałam je od chwili, kiedy je zobaczyłam. Obróciłam się w lewą stronę i dostrzegłam drzwi, które wiodły na balkon. Gdy tylko przekroczyłam ich próg wstrzymałam powietrze w płucach. Panorama Londynu była olśniewająca. Nie wspomnę już o Londynie w nocy, który teraz miałam przed sobą. Nie zauważyłam, że Victoria mieszka raczej na jego uboczu i ma całą panoramę na wyciągnięcie ręki,a ja dostałam pokój z takimi widokami. Może nie będzie tak źle?


~ON~


-Hej Zayn. - usłyszałem za sobą piskliwy głos Lucy. Obróciłem się powoli, aby ujrzeć śliczną dziewczynę o długich, blond włosach i łagodnych rysach twarzy.
-Cześć. - odparłem trochę zniecierpliwiony. Blondynka pojawiła się w nie porę. Czekałem właśnie na mężczyznę, który miał dostarczyć mi tabletki. Osiem tabletek zużyłem szybciej niż myślałem.
-Co tutaj robisz? Paparazzi Cię jeszcze nie dorwali? - zaśmiała się, po czym usiadła koło mnie.
-Właściwie czekam na kogoś. - odparłem zdenerwowanym głosem. Owszem, Lucy była moją przyjaciółką, ale w tej sprawie nie mogłem jej nic powiedzieć.
-Ah. - odparła zmieszana. - Właśnie szłam do was, więc jeżeli pozwolisz opuszczę cię teraz. - uśmiechnęła się promiennie. Pewnie wyczuła, że jest tutaj tak jakby niemile widziana. Jej jednak, najwidoczniej to nie przeszkadzało,bo nadal była uśmiechnięta i wesoła.
-Nie ma problemu. - wzruszyłem ramionami bez emocji.
-Cześć Zayn. - obróciła się na pięcie i gdyby nie latarnie, które świeciły rażącym światłem nie wiedziałbym dokąd idzie.
Ciemna noc i mróz dawały mi się we znaki. Siedziałem tu już od kilku godzin i miałem tego powyżej uszu. Postanowiłem, że jeżeli koleś nie zjawi się za dziesięć minut zmywam się do domu. Nie martwiłem się o chłopaków. Byłem pewien, że Lucy ich uspokoiła i wiedzą, że nic mi nie jest. Wyciągnąłem telefon z kieszeni czarnej kurtki w celu sprawdzenia godziny. Moją uwagę przykuła jednak koperta, która świadczyła o przyjściu wiadomości. Nacisnąłem na kopertę i ujrzałem nazwę Perrie. Nie czytając wiadomości, po prostu ją skasowałem. Szkoda, że kasowanie wspomnień z pamięci nie przychodzi mi z taką łatwością.
-Zayn Malik? - usłyszałem nad sobą męski, mocny głos, który wyrwał mnie z rozmyślań. Podniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się duży mężczyzna o zaostrzonych rysach twarzy. Podniosłem się szybko z ławki i wsadziłem komórkę z powrotem do kieszeni. Nasze oczy się spotkały i od razu pomyślałem, że w jego oczach maluję się strach. W moich pewnie też, doskonale to wiedziałem, no i czułem.
-To będzie równe dziesięć tysięcy.
Skinąłem głową i z lewej kieszeni kurtki wyciągnąłem pieniądze zawinięte w folie.
Mężczyzna rozejrzał się dookoła wręczył mi czarne pudełko i wziął ode mnie pieniądze. Otworzyłem je natychmiast, aby sprawdzić czy zawartość jest w środku. Były i to mnie uspokoiło. Pożegnawszy się grubawy facet zniknął za jednym z domów,a ja łyknąłem białą tabletkę zwaną ecstasy. Po chwili zniknęły jakiekolwiek wątpliwości, czy strach. Ruszyłem przed siebie. Właściwie nie wiedziałem dokąd idę. Wiedziałem tylko tyle, że idę. Po chwili nie miałem siły już iść. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Oparłem się o murek obcego mi budynku,a za chwilę osunąłem się na ziemię. Od kilku miesięcy to samo. Przyjaciele nie mogą do mnie dotrzeć. Zawsze ta sama wymówka Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Nie miałem już nikogo. Nie mogłem nikomu powiedzieć o swoich problemach. Czułem, że nikt mnie nie rozumie. Czułem, że moje życie zamienia się w koszmar. Regularnie opuszczałem próby do koncertów, czego skutki były takie, że zapominałem tekstów, nie wiedziałem kiedy mam zaśpiewać. Nie mogłem nic na to poradzić. Właściwie już prawie wcale nie przebywałem z chłopakami. Nie nadawaliśmy na tych samych falach. Chciałem, żeby było jak dawniej, jednak żeby tak się stało musiałbym przestać brać,ale ja nie potrafiłem. Nie umiałem. Wątpiłem już w to, czy w moich życiu pojawi się taka osoba, która mogłaby to zmienić. Zmienić mnie i moje postępowania. 
______________________________________________________________
Wszyscy, którzy prowadzą jakiekolwiek blogi związane z pisaniem, z opowiadaniem itd wiedzą, że jeżeli człowiek nie ma, jak ja to nazywam 'weny' to nic nie napisze. W ostatnich dniach właśnie tak się działo. Siadałam, próbowałam coś napisać, jednak nic mi z tego nie wychodziło. Zabrałam się do tego dzisiaj i powstało z tego takie, do końca nie wiadomo co. Może jednak przełknięcie te moje wypociny? :) 
Chciałabym podziękować za tak miłe komentarze <3 Nie spodziewałam się, że może Wam się spodobać to co piszę. Jestem mile zaskoczona i wierzcie, że każdy pozytywny komentarz tu zamieszczony daje mi siłą i motywację do dalszego pisania. Zapraszam do czytania i komentowania. :) 

9 komentarzy:

  1. [SPAM]
    na blogu http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/ pojawił się rozdział z perspektywy Jenny. zachęcam do przeczytania i skomentowania - jenny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny, dodaje do obserwowanych x

    już pojawił się pierwszy rozdział na - http://we-found-lovex.blogspot.com
    zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ta wena... ile ją trzeba cenić ten tylko się dowie, kto ją stracił ^^ Ale zwykłam powtarzać, że ona zawsze wraca, więc głowa do góry i nie przejmuj się tymi, którzy nie rozumieją. Rozdział bardzo dobry, wyważony.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam na tego bloga całkiem przypadkiem, ale wcale nie żałuję, ani trochę.
    Z zapartym tchem czytałam każde słowo, każde zdanie. Masz niesamowity talent. Świetny styl, ogromny zasób słów. I jeszcze te cytaty, mistrzostwo. Fabuła ciekawa, myślę, że może x niej powstać coś na prawdę genialnego. Większość zwykła pisać o gwiazdach jako o idealnych ludziach, którzy pomagają innym. Ty lamiesz stereotyp i piszesz o Zaynie, który ma problem z narkotykami, boryka się ze zdradą, nie ma z kim porozmawiać, powoli traci przyjaciół.
    Jestem niemal pewna, że losy tych dwojga się splotą, i może razem wydostaną się z nałogu? Mam setki pytań, jestem niesamowicie ciekawa Twojej twórczości i wyobraźni, dlatego proszę , abyś informowała mnie o nowych rozdziałach w spamie na blogu :)
    scars-future.blogspot.com
    +w wolnej chwili zapraszam do czytania moich wypocin i wyrażenia opinii, to bardzo pomaga, pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale cudowne! :) ślicznie piszesz, rób tak dalej, chętnie będę czytać.
    A również zapraszam do mnie :) http://my-inmos-secret.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny ;*** również czekam na więcej ;pp

    OdpowiedzUsuń
  7. [SPAM]
    Zapraszam do siebie -> butilllovethemendlessly.blogspot.com ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam za spam, ale u mnie na blogu pojawił się nowy rozdział.
    Zapraszam do czytania, komentowania!

    http://timeforustobecomeone.blogspot.com/2012/10/11-so-many-hearts-but-only-my-is-broken.html x

    OdpowiedzUsuń
  9. Siemkaaaa:)
    Trafiłam na tego bloga przypadkowo... Po prostu trafiłam i mnie jakoś zaciekawiło, więc postanowiłam wszystko przeczytać i jak widać, czytam :) Piszesz świetnie, bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój styl pisania, zaciekawiłaś mnie po prostu :)
    http://and-little-things-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń