niedziela, 21 października 2012

Prolog





"Miłość jest jak tama. Jeśli pozwolisz, aby przez szczelinę sączyła się strużka wody, to w końcu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w której nie zdołasz opanować żywiołu. A kiedy mury runą, miłość zawładnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiać się, co jest możliwe, a co nie, i czy zdołamy zatrzymać przy sobie ukochaną osobę. Kochać – to utracić panowanie nad sobą."
Paulo Coelho


~ONA~

To co wydawało się być oczywiste, z czasem zaczęło przynosić wątpliwości. Nie mogąc zrozumieć co wydarzyło się w ostatnich miesiącach, staram się o tym nie myśleć. Smutne jest to, że zostałam teraz sama. Nie mogę znieść myśli, że zostałam bez przyjaciół. Jednak najgorsze jest to, że osoby najbliższej mojemu sercu nie ma ze mną teraz. Teraz. Właśnie teraz. Kiedy wychodzę na scenę, staję i widzę przed sobą tylko mikrofon. Nie podnoszę wzroku, bo wiem, że od razu go spuszczę. Jestem taka tchórzliwa, aż zanadto. Decyduję się jednak podnieść wzrok. W głowię rozbrzmiewają mi słowa Raphaela. Pamiętaj, musisz utrzymywać kontakt wzrokowy! Nie okazuj słabości! Tak .. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Podnoszę wzrok i przez chwilę nie jestem w stanie wydobyć ani słowa. Serce wali mi mocniej,a mój oddech przyspiesza. Czuję silny ucisk w brzuchu i jak żołądek podchodzi mi do gardła. Nie tak miałam się czuć. Silna więź z otoczeniem, euforia. Gdzie to jest? Dlaczego właśnie w tej chwili wymiotuję? Moja głowa zdaje się pulsować, jakby miała za chwilę wybuchnąć. Nie jestem w stanie nad tym zapanować. To przez ecstasy! Nie potrzebnie to brałam. Ale przecież miałam czuć się lepiej. Miałam wyjść, pokazać na co mnie stać, zachwycić wszystkich zgromadzonych i wrócić za kulisy. To wszystko. Czuję jak upadam, uderzając pulsującą już głową o twardą powierzchnię. Rozchylam lekko oczy. Wszystko wiruje. Ktoś nade mną stoi. Ktoś mówi coś do mnie, jednak ja nie jestem w stanie tego usłyszeć. Świat i dosłownie wszystko wiruje. Nagle przed oczyma ujawniają mi się jakieś urywki. Z mojego życia. Z tego ostatniego okresu. Kiedy wszystko było takie piękne. Ja i Rick na ostatniej imprezie. O tak, wtedy się działo! Łyknęłam dokładnie dziesięć tabletek w ciągu jednego wieczora! Leżałam w szpitalu ponad dwa tygodnie, ale się opłacało. Rick był wówczas ze mnie dumny. Miałam tylko go. Rodzice? Nie wiem gdzie się znajdowali. Byli w domu, ale mnie w nim nie było. Nie w taką noc, nie wtedy kiedy mogę się bawić. Kolejny obraz przedstawiający mnie i Ricka. Leżymy na plaży, w czarną noc. Nie widać nic, nawet gwiazd. Wydawać by się mogło, że jest smutnie,wręcz pochmurnie. Jednak nie dla nas. My wypiliśmy już całą skrzynkę piwa, a teraz otwieramy właśnie jakieś, tanie wino i sączymy je pomału w ciszy i spokoju. Kilka tabletek przed snem i budzimy się rano w swoich objęciach.
Miałam zamknięte powieki, a jednak promienie ostrego słońca opadające na moją twarz raziły mnie bardzo. Próbowałam obrócić się na lewy bok,w celu poszukania tam Ricka, jednak byłam podłączona do jakiś rurek i przy każdym moim ruchu czułam jak igły ruszają mi się pod skórą. Próbowałam oddychać równomiernie, jednak to na nic. Nienawidziłam rurek i krwi od kiedy pamiętam,a teraz leżę nie wiadomo gdzie i czuję je w sobie. Pomału otworzyłam oczy. Od razu skojarzyłam gdzie jestem. Nie trudno było. Tyle razy budziłam się w podobnych miejscach. Ściany w kolorze bieli. Białe drzwi, a po ich prawej stronie umywalka, na której stał środek do dezynfekcji. Dwa żelazne krzesła z miętowymi obiciami,a na jednym z nich dostrzegłam wąską postać z burzą brąz loków. Moja mama. Włosy odziedziczyłam po niej, tyle, że moje były lekko falowane, a jej jak widać bardzo.
-Dlaczego jestem w szpitalu? - wychrypiałam mrugając powiekami, nie mogąc sobie przypomnieć. Mama wstała pospiesznie z krzesła i usiadła na skraju mojego łóżka. Ujęła moją dłoń i głaskała ją przez chwilę nic nie mówiąc.
Westchnęła i przeniosła swój wzrok na mnie. W jej zielonych tęczówkach, które również odziedziczyłam po niej malowała się przede wszystkim troska, nie wspomnę już o strachu i żalu jaki do mnie miała.
-Isabel, obiecałaś. - wyszeptała, a w jej oczach zabłysła łza. Moje serce wówczas wydawało się pękać. Bolało. Obiecałam, to fakt. Tyle razy zawiodłam ją i ojca. Tyle razy prze zemnie cierpieli. A jednak nadal brałam. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej. Nie, nie mogłam przestać. Byłam uzależniona,to prawda i nie ma co się z nią ukrywać.
-Mamo. - wyszeptałam i dotknęłam jej policzka. Była taka krucha, tak słaba, zupełnie jak ja, tyle, że ona była starsza. - Przepraszam. - wyszeptałam. Z trudem starałam się dobrać odpowiednie słowa. - Mamo, ja..- nie dokończyłam, ponieważ usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi i ujrzałam w nich zmizerniałą twarz mojego ojca. Poprawił okulary na nosie i podszedł do łóżka,na którym leżałam.
-Miarka się przebrała. - wycedził przez zęby. - Wyjeżdżasz do Londynu.- trzy słowa, które potrafią zniszczyć dosłownie wszystko. Co ze śpiewem? Londyn? Dlaczego, właśnie tam? Dlatego, że już dawno trzymali tam dla mnie miejsce. Ojciec załatwił wszystko z rocznym wyprzedzeniem, jednak ja dzień przez wyjazdem stwierdziłam, że nie chcę wyjeżdżać. Wydawało się to dla mnie nienormalne, a oni nie mogli mnie do niczego zmusić. Byłam już pełnoletnia.
-Do Collegu. - dodał, czekając na moją reakcję zbyt długo. - Wszystko jest załatwione. Nie zostaniesz dłużej w Nowym Jorku.- odwrócił się na pięcie i zniknął za białymi drzwiami. Mogłam się tylko domyślać, że poszedł do kafejki i właśnie zamawia czarną, kawę, dwie łyżeczki cukru, bez mleka.
-Mamo, ja nie mogę! - mój głos wezbrał na sile głównie z tego powodu, że wszystko się we mnie zagotowało. Rick. Nie mogę go zostawić. No właśnie Rick, gdzie on jest? - Gdzie Rick? - zapytałam oskarżycielsko, jakby to mama była winna jego nieobecności.
-Nie było go tutaj.- odparła nadal gładząc moją dłoń.
-Chcę się przespać. - wydyszałam i nagle wszystkie moje emocje zniknęły. Bałam się, to prawda. Nie ma Ricka, co z nim?
Mama wstała z łóżka i podeszła do mnie, a w jej oczach dostrzegłam matczyną miłość.
-Kocham Cię Isabel. - wierzchem dłoni pogłaskała mnie po policzku. Odwróciła się i skierowała w stronę drzwi. Otwierając je, jej ręka zatrzymała się na klamce.
-Rick. - powiedziała, a twarz wykrzywił grymas. - Zostawił dla ciebie list. Leży, o tam. - wskazała mały, biały stolik, na którym leżał list.
-Możesz mi go podać? - mama podeszła do stolika, a za chwilę list znalazł się w moich rękach. Wyszła, a ja zostałam sama. Ja i list od Ricka. Poczułam się jakoś inaczej. Kręciło mi się w głowie,a w żołądku wszystko zagotowało. Spojrzałam na kopertę. Nic nie było na niej napisane. Otwierając ją zawahałam się przez moment, jednak ciekawość wzięła górę. Wyciągnęłam z niej białą kartkę złożoną w prostokąt. Rozłożyłam go pomału i zaczęłam czytać. Bardzo powoli,żeby nie umknęło mi żadne słowo.

Isabel, jesteś moim aniołem. Bez Ciebie mnie nie ma. Wszystko inne mogłoby się nie liczyć. Naprawdę. Jednak to co zdażyło się w ostatnim czasie odmieniło moje uczucia do Ciebie. Nie kocham Cię Isabel, nie wiem czy kiedykolwiek kochałem. Ale teraz to bez znaczenia. Twój ojciec powiedział, że wyjeżdżasz do Londynu, więc napisałem ten list. Nie wiem kiedy mógłbym Ci o tym powiedzieć. Isabel.. Przeżyliśmy razem tyle wspaniałych chwil. Wiem, że dażyłaś mnie uczuciem, ja też... przez pewien moment. Jednak znikło tak szybko jak się pojawiło. Przepraszam Cię. Przepraszam, że wciągnąłem Cię w narkotyki. Wiem, że nie jesteś uzależniona tak bardzo jak ja ... jednak to moja wina, że w ogóle spróbowałaś tego świństwa. Ja już się od tego nie uwolnię. Ty masz jeszcze szansę. Dzięki swojej woli, na pewno Ci się to uda. Wierzę w Ciebie.

Rick


~ON~


Londyn. To tutaj zatrzymaliśmy się właśnie na dwa miesiące. Oczywiście w tych dwóch miesiącach znajdę miejsce na odwiedzenie Bradford. Rodzice czekają ponad pół roku, na spotkanie ze mną. Jak zwykle nie mogę znaleźć czasu. Napięty grafik. Ciągłe koncerty, wywiady i tworzenie nowych piosenek. To tym jestem teraz najbardziej zajęty i to temu się oddaje. Zespół powstał dwa lata temu. Nie miałem wówczas pojęcia, że tak wiele osiągnę, jednak postanowili nas połączyć i tak oto powstał One Direction. Czy jestem dumny z siebie? Można to tak nazwać, jednak moje życie wcale nie jest usłane różami.
-Padam z nóg. - Niall westchnął ze zmęczenia i padł na jeden z foteli. Znajdowaliśmy się obecnie w domu Liama. Jego rodzice wyjechali i pozwolili nam tu zamieszkać.
-Nie tylko ty. - burknął Harry i usadowił się na sofie, koło Liama, włączając tv. Nic nowego.
-Gdzie Louis? - zapytałem patrząc w ekran telewizora, chodź tak naprawdę wcale mnie to nie obchodziło. Był dorosły. Najstarszy z nas. Dlaczego właściwie się o niego martwiłem? No tak, przyjaciel.
-Nie mam pojęcia Zayn. - odparł kędzierzawy, bez żadnych emocji. Zawsze tak było. Po każdym koncercie. Zmęczeni i nie do życia. Oto uroki, bycia muzykiem.
-Pójdę go poszukać. - podniosłem się z fotela, chwyciłem za kurtkę i wybiegłem na dwór. Nie chciałem dłużej tam zostać. Musiałem się przewietrzyć. Pomyśleć co dalej. Co z Perrie? Postanowiłem pójść do Hyde Parku. To tam moim zdaniem było najpiękniej. Cudowne jezioro i magiczny nastrój. To tam zabrałem Perrie na pierwszą randkę, a teraz ona jest daleko. Odeszła ode mnie, ale nie z mojego powodu.
Stało się to pod koniec sierpnia. Jak zawsze, kiedy wpadałem do Londynu odwiedzałem Perrie. I tego, owego dnia to zrobiłem. Dziewczyna jednak nie była sama. Porozrzucane rzeczy i śmiechy, to co zastałem w jej domu. Wyszedłem stamtąd nie słuchając jej wytłumaczeń. Od tamtej pory, nie miałem z nią kontaktu. Próbowała dzwonić, pisać, ja jednak nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Najgorsze jest to, że uczucie nie wygasło. Ja nadal tęsknię za jej szczerym uśmiechem, za rozmowami o północy, za pocałunkami, pełnymi miłości.
Pokręciłem głową i stanąłem nad brzegiem jeziora. Zapatrzony w jego taflę wyciągnąłem z kieszeni czarne, małe pudełeczko, w którym znajdował się mój środek na złe życie. Popatrzyłem na białe tabletki. Zostało osiem. Myślę, że starczy, chociaż nie jestem pewien gdzie mogę dostać je w Londynie. Pochyliłem pudełko, a na moją dłoń spadła jedna. Rozejrzałem się dookoła i łyknąłem ją, aby za chwilę oddać się całkowitej euforii. 
_____________________________________________________________
 Okej, no więc jest Prolog. Myślę, że jakoś wprowadziłam Was do opowiadania :) Zapraszam  do czytania i komentowania! :* 

7 komentarzy:

  1. nie jestem fanka historii pisantch w 1os., ale musze przyznac ze, ten prolog mnie zaciekawil. jestem ciekawa jak rozwinie sie to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. cudny*__* proszę dodawaj jak najszybciej pierwszy rozdział, naprawdę mnie zaciekawiłaś tym prologiem, czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. super, czekam na wiecej ;**
    zapraszam do mnie
    http://www.cherlloydandeleanorcalder.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale napisany prolog, zaciekawił mnie.
    Blog ładny :)

    (Z góry przepraszam za spam)
    Zapraszam na moje blogi (aktualnie szukam nowych czytelników,których zainteresuje moja twórczość)
    Blog o One Direction (dokładnie o Liamie Payn'e)-
    http://without-you-baby.blogspot.com/
    Blog o Justinie Bieberze-
    http://we-could-be-homeless.blogspot.com/
    Miłoby mi było gdybyś skomentowała moje najnowsze wpisy (oczywiście nie zmuszam). Fajnie byłoby przeczytać Twoją opinię.
    Pozdrawiam, Shadow

    OdpowiedzUsuń
  5. o widzę, że też zaczynasz,więc bd czytać a międzyczasie zapraszam na nowe opowiadanie http://we-found-lovex.blogspot.com/ . właśnie pojawił się prolog : ) zostaw komentarz co o nim myślisz jeśli możesz : ) x

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno. Dziewczyno droga. Ja.. mi brakuje słów. Autentycznie. Nie wiem co powiedzieć, ale może zacznę od początku.
    Szablon - niby nic specjalnego, ale jednak jasny i przejrzysty- estetyczny. Miło się czyta, kiedy dookoła panuje porządek.
    Cytat na początku Prologu - na zaostrzenie apetytu cytujesz jednego z moich ulubionych współczesnych pisarzy. ,,Kochać – to utracić panowanie nad sobą''. Przepięknie, oby tak dalej - myślę.
    Pomysł - narkotyki, miłość, zranione uczucia, dramat dziewczyny i jej rodziców. Wielkie ukłony ode mnie - podjęłaś się trudnej tematyki, nie każdy potrafi tak pięknie pisać o takich problemach. I otwarcie o nich mówić.
    Styl pisania: Jesteś wielka. Każde słowo, każde zdanie jest po prostu.. świadczy o Twoich literackich zdolnościach. Jestem pełna podziwu, uwierz. Tak rzadko zdarza mi się znaleźć blog, który w jakikolwiek sposób mnie zaintryguje, który wnosi coś do mojego życia. Ty wniosłaś do niego dzisiejszego wieczoru wielkie wzruszenie. I dziękuję Ci za to. Po prostu.
    Gdybyś miała ochotę informować mnie o nowych rozdziałach - byłabym bardzo rada :)
    Zapraszam również do mnie, zależy mi na Twojej opinii. Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział :)

    www.one-direction-and-ammie.blogspot.com

    www.you-are-my-shelter.blogspot.com

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z koleżanką u góry...
    Ja wiem jak to jest być uzależnipnym od czegoś.
    Nie wiem skąd pomysł na narkotyki,ja,ja wiem jakie to jest świństwo. Jeżeli ty bierzesz to przestań bo będzie z ciebie wrak człowieka...wiem co mówię.
    Jeżeli piszesz tylko o takim świecie pełnym używek to wielki szcun i pokłony bo przedstawiasz go zajebiście.

    OdpowiedzUsuń